Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

wał. Chciał krzyczeć na cały głos, że to ich ziemia, Poli i jego, że on musi krwią swą zmazać najstraszniejszą zbrodnię, jaką mógł popełnić, zaprzepaszczając tę ziemię ojców i praojców, że musi dotrzymać przysięgi, danej tej ziemi, iż ją z paszczęki wroga wyrwie i z ran ją wyleczy, chciał krzyczeć, że jeżeli mu żołnierzy nie dadzą, to sam jeden z gołemi pięściami na wroga się rzuci, ale zimny, rozkazujący wzrok pułkownika trzymał na uwięzi rozszalały rozmach jego duszy.
Spotniał tylko i skurczył się w sobie.
— Panie pułkowniku, szepnął błagalnie i pokornie, ja jestem pewien zwycięstwa.
Ponikło zdawał się jego słów nie słyszeć — tylko ręka jego drżała, gdy wodził wązkim, długim palcem po mapie.
— Jeżeli baterya nieprzyjacielska istotnie tam się znajduje, gdzie pan, przypuszczasz, to jest nadzieja, że tym razem... ale tylko z bohaterską — i lękam się, niebywale ofiarną pomocą ataku ułanów pozycyę wroga przeforsujemy.
Jakby tknięty prądem elektrycznym zerwał się Janta ze stołka.
Ponikło wyciągnął ku niemu rękę, którą teraz Janta ucałować pragnął, ale się tylko nad nią z głęboką czcią pochylił.
— Sprowadź Pan swoich ułanów cichaczem w parów — tak ich zresztą zręcznie Pan tu przyprowadziłeś, że nieprzyjaciel ich obecności nawet nie przypuszcza, a jutro o szóstej rano przyślę Panu dalsze rozkazy.
Janta pokłonił się głęboko na wszystkie strony i wyszedł.
Przystanął przed chałupą, oszołomiony wielkiem szczęściem, ale już mu konia podano: wsiadł na niego, pogłaskał Czajkę po karku:
— Jutro! Jutro! szepnął jej do ucha.
A zwierzę, jakby go zrozumiało, zarżało radośnie i pognało z wichrem w zawody kilka kilometrów za wieś, gdzie ułani Janty stali kwaterą.