Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

walę! pomyślał i celował z wielkiem skupieniem całej swej uwagi.
Jedna jeszcze chwila nieludzkiego, niepojętego wysiłku: Janta na przodzie swych ułanów wpadł do trzeciego rowu.
Wot geroje! Oficer wystrzelił raz, drugi i trzeci: Janta skręcił się na siodle, wyprostował się, rozkrzyżował ramiona — jeszcze się rzucił naprzód:
— Władek, teraz za stodoły! zwalił się z konia.
Rzucono mu się na ratunek.
Zerwał się nadludzkim wysiłkiem, dźwignął się na kolana:
— Powiedz żonie, żem ja naszą ziemię zdobył... zacharczał, a potem nagle wyzwoliła się jego dusza w strasznym okrzyku: Naprzód! Władek! Padł, krwią się ochlustał, zarył się pazurami w ziemię, przywarł do niej twarzą:
— Pola! szepnął, chwilę jeszcze się skręcił i skonał.
Trzeci rów się poddał — i stary, ciężko ranny oficer, wzięty w niewolę, oddał swoją szablę, potem zatoczył się w stronę, gdzie Janta martwy zarył się w ziemię rowu, przykląkł obok niego:
Wot geroj! szeptał i omdlał.

***

Koń był cały pianą pokryty, drżał i trząsł się na nogach, gdy wierny Władek, adjutant Janty, dopadł do szpitala obozowego, w którym żona Janty spełniała ciężkie obowiązki pielęgniarki.
W głowie mu kotłowało: w żaden sposób nie mógł pojąć, jak zdoła spełnić zadanie, które mu Janta poruczył: widział Polę przed sobą, jak się słania, jak będzie na niego patrzyła obłędnemi oczyma, bo przecież nie zrozumie, iż mąż jej poległ — jak jej to powiedzieć?
Ależ to pewno bohaterska niewiasta, pomyślał — aż nadto dobrze znał straszliwie wyczerpujące obowiązki samarytanek