Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

w które ustawicznie wpadał i zaledwie w najcięższym znoju i trudzie wciąż na nowo z nich się wydobywał.
Starał się iść śladem wspomnień dzieciństwa, dla innych świetlana droga, ale właśnie na tej drodze czekały go najprzykrzejsze zasadzki.
Pomnął te swoje lata dziecinne w starym dworze, w którym niepodzielne rządy sprawował surowy patryarcha, despotyczny starzec — ojciec jego. Bał się go, z lękliwem drżeniem całował jego rękę co rana i co wieczór i bała się go żona, matka jego, którą pamiętał bezustannie zapłakaną, wystraszoną, lękliwą, wysilającą się, by łagodzić burzę, jaka ustawicznie w duszy starca wrzała.
A starzec tłumił swoją surową powagą wszelki wybuch wesołości, karał bez opamiętania najgłupsze wybryki dziecięcej swawoli i pustoty, uciekał przed ojcem i krył się po kątach, a w ziemię pragnąłby się zakopać, gdy przyszły na niego godziny, dnie całe gniewnego, chorego rozstroju.
Janta zatrząsł się na wspomnienie tych nieszczęsnych lat swego dzieciństwa: z zazdrością przypatrywał się z za parkanu, okalającego park, swobodnym, rozbrykanym zabawom dzieci wiejskich, rwał się z dławiącem pragnieniem, by się do ich zabaw wmieszać i razem z tem chamskiem pokoleniem harcować po drogach i polach, popędzić razem na łąkę i perz palić, albo w suchych łąkach piec kartofle, zbierać z niem razem kłosy na zżętem polu, wiercić tunele w mendlach snopów żytnich, uwieszać się przy drabiastych wozach, na których żniwo do stodół zwożono, piąć się na wysokie stogi zboża — pogonić do lasu, zaglądać do gniazd ptasich, albo skradać się za wiewiórką, przypatrywać się pracy dzięcioła, albo też zaszyć się w gęstem sitowiu poza jeziorem i na wędkę ryby łowić, ale jemu nie było nic wolno, a wszelkie zakusy swobody i wolności przepłacał tak surową karą, że wszystkiego poniechał; włóczył się samotny, zły i rozdrażniony po parku, a tak wy-