Nowy, szerszy jeszcze wyłom w murze.
— Rannych uprzątnąć, zakomenderował Nieczuja — kamienie i cegły na kupę! formuj się!
W okamgnieniu wyciągnięto z pod gruzów kilku ciężko rannych żołnierzy — sanitaryusze chwycili ich na nosze — w tej samej chwili zapchnięto cegłami wyłom i w najwyższym spokoju wysunęło się kilkadziesiąt luf, kilkadziesiąt żyjących, drapieżnych, pragnieniem zemsty dyszących oczu wlepiło się w wroga, który w olbrzymich fantastycznych susach i podrzutach, jakby piekielnym wichrem niesion, wdzierał się pod górę.
Bliżej, coraz bliżej!
— Pal! — posłyszał Nieczuja donośną komendę Ponikły.
Z dwustu karabinów zagrzmiała piekielna salwa.
— Pal!
Po raz drugi zionął morderczy ogień.
Linia nieprzyjaciela się wygięła w pokraczne gzygzaki, tu i ówdzie powstawały luki — ale w tej chwili wypełniane zostawały i wyżej, coraz wyżej, z coraz większym rozpędem i rozjuszeniem wdzierał się wróg — mimo ciężkich strat zdołał się zbliżyć na sto kroków — rozbiegł się daleko poza osłoną, jaką mur tworzył — tu już całkiem odkryty płaskowyż: i tu w tę stronę przerzucał dowódca całego batalionu coraz to nowe posyłki i pragnął widocznie osaczyć garść obrońców z tyłu.
— Pal!
Znowu zachybotała kolumna nieprzyjaciela, wdzierająca się na odkrytą przestrzeń, zachwiała się, zatrzęsła w posadach — powstały liczne wyłomy, ale znowu w mig wypełnione zostały.
O kilkanaście kroków na przestrzeni jakichś 50-ciu metrów od resztki półkola na wpół rozwalonego muru, okalającego dawniejszy zamek, wdzierali się z nieludzką pogardą śmierci nieprzyjacielscy żołnierze.
Jakaś wściekła ognista watra nagłego postanowienia rozpaliła się obłędnym szałem w mózgu Nieczui:
Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.