Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz pomszczę noc oną, noc oszukaną, w której powiedziano, że począł się mężczyzna, a począł się był samiec!
Pomści noc, którą oszukano, bo powiedziano jej, że poczęła mężczyznę, a porodziła samca — tę świętą noc, która poczęła Jego, teraz pomścić musi za niecne, hańbiące oszustwo!
W obłąkanym mózgu rozszalał się huragan krwiożerczej pomsty:
— Pomszczę Cię święta nocy!
Zerwał się i odruchowo spojrzał na Ponikłę.
Ponikło skinął.
— Na bagnety! ryknął wielkim głosem Nieczuja.
Nie minęło dwóch sekund, a oddział Nieczui, złożony z kilkudziesięciu ludzi, oderwał się od muru i rzucił z najeżonymi bagnetami z tak wściekłym, piorunującym rozmachem na nieprzyjaciela, który już tuż-tuż miał obrońcom zajść tyły, że w jednej chwili zapanował zamęt.
Było to, jakby rozjuszona, głodem do szaleństwa doprowadzona horda rozbestwionych zwierząt była się rzuciła na to plugawe mrowie, które chciało obleść ich legowisko.
A na przedzie Nieczuja, dyszący obłąkaną zemstą za oną noc, w której miał się był począć człowiek, a porodził się niechlujny samiec...
Chłop olbrzymi, siłacz tak niepospolitej mocy, że chwyciwszy konia za przednie nogi, podnosił go w górę i osadzał na tylnych, rzucił się jak wściekły bawół na najbliższe go żołdaka, a zaczem tenże zdążył go pchnąć bagnetem, już legł wznak, z na wpół pałaszem Nieczui rozpłataną czaszką — Nieczuja pochwycił jego bagnet, wpychał go w piersi, w brzuchy, siekł nim naokoło, schwycił oburącz za lufę, zaczął walić kolbą, w mig ją roztrzaskał, wyrwał komuś drugi bagnet i jakby był rozum postradał, wrzeszczał w szaleńczem opętaniu:
— Pomszczę Cię! pomszczę!