Strona:Stanisław Przybyszewski - Synagoga Szatana.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

złe instynkta rosły i rozkrzewiały się, jak zielsko na dnie bagna. Mózg jej wytwarzał najdziksze pomysły zemsty, już to przeciw sąsiadce, co rzuciła na nią urok, już to przeciw mężowi, co ją kopał nogami, lub przeciw dziedzicowi, co ją kazał publicznie wychłostać.
Bezkrwistość, bardzo częste choroby skórne, wytwarzane przez straszliwe niechlujstwo i brud, drażniły ustawicznie jej chuci. Oddawała się każdemu mężczyźnie, to znaczy dała się gwałcić, bo była zbyt bierną, ale nigdy nie uczuwała zadowolenia.
Tylko coraz silniejszy głód za rozkoszą, za długotrwającą orgią płciową, męczył ustawicznie to wpół-zwierzę, wpół-kobietę.
Była w ustawicznem podrażnieniu. W tej piekielnej melancholii, którą Kościół słusznie nazwał łaźnią, w jakiej szatan dusze kąpie, stawała się każda trującym jadem.
Przytem nie trzeba zapominać, że wszystkie zarodki choroby nerwowej, zwanej opętaniem, już w niej tkwiły.
Pytanie, kiedy kobieta staje się czarownicą,