Strona:Stanisław Przybyszewski - Synagoga Szatana.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

staje. I nagle zmienia się chuć na krwiożerczość — rozszarpuje paznogciami swe ciało, wyrywa sobie pęki włosów z głowy — rozdrapuje sobie piersi — ale to jeszcze mało, by bestyę zaspokoić. Rzuca się na dziecko, tę odwieczną ofiarę, składaną na ołtarzu szatana, rozrywa mu zębami piersi, wyszarpuje serce — albo przegryza mu tętnice na szyi i ssie krew, albo — kilka takich wypadków jest zupełnie uwiarogodnionych — wtłacza miękką główkę w narządy płciowe z piekielnym rykiem — wejdź tam skądeś wyszedł.
Te mordy spełniane na dzieciach nie są zupełnie bajką i wymysłem zaciętych dyabologów. Słynny Gilles de Reetz zamordował około 800-set dzieci — a za czasów Ludwika XIV można było w ciemnych uliczkach i zaułkach kupować dzieci dla mszy szatańskiej już za talara. Dzisiaj używają sataniści płodów przedwcześnie spędzonych w celach rytualnych.
Tą orgią, która się kończył starożytny sabat Babylonu, Rzymu i Grecyi, rozpoczyna się dopiero właściwy, świętokradzki sabat czasów chrześcijańskich.