Strona:Stanisław Przybyszewski - W godzinie cudu.djvu/25

Ta strona została przepisana.

nych czarach nocy Świętojańskiej, aż wreszcie uczuł taką moc i potęgę, że mógłby przyśpieszać dowolnie wzrost roślin, rzeki w biegu zatrzymywać, a nawet pioruny na ziemię ściągać.
I w godzinie wielkiego cudu ubrał się w kosztowne szaty praojca swego, Samyazy, włosy przewiązał na siedm węzłów związaną przepaską, wziął miecz do ręki, wykreślił koło, wpisał w nie tajemne znaki, stanął w jego środku naprzeciw wielkiego zwierciadła i zawołał wielkim głosem:
O Asztaroth! Asztaroth!
Matko miłości, coś mi jadem pragnień i tęsknoty przegryzła serce, ogień namiętnych szałów rozlała w żyłach moich — matko jedyna, co z strun duszy mojej rwiesz bolesne jęki i krzyki tęsknoty, straszna matko, co ciało moje rozciągasz w piekielnej gorączce daremnych żądz, —
bądź pozdrowiona!
O Asztaroth! Asztaroth!
Szatańska córko złudzeń i kłamstwa, co mi w snach moich czarujesz przed oczy me największe rozkosze i upojenia, rzucasz mi ją w wściekły uścisk mych ramion, gibką wikliną jej członków oplatasz ciało moje — okrutna córko szatańska, co pijesz potęgę i szał 0i0 moc z krwi mojej, a budząc mnie, szarpiesz duszę moją bólem i rozpaczą —
zmiłuj się nademną!
I poraz trzeci zakrzyknął:
O Asztaroth! Asztaroth!
Matko przewrotności, patronko łona niepłodnego i niepłodnych rozkoszy, co mi w duszę wpiekłaś pragnienia, których nigdy nie gasisz, w krew moją wświeciłaś sny nieziem-