Strona:Stanisław Przybyszewski - W godzinie cudu.djvu/42

Ta strona została przepisana.

otwierające się oczy, a jedwab jej włosów spływał pieszczącą falą po jego piersiach.
Czuł jej rękę w swej dłoni, czuł dwie gwiazdy jej oczu, rozlewające się świętą łaską w jego sercu…
To ta — tak, to ta cicha, ta smutna, ta jasna, która go teraz owiała — to ta, co mu dała kwiaty…