Ale otóż wzbiła się cała gromada w górę i w szerokich kołach okrążała gniazdo.
Samica się zerwała. Wyskoczyła z gniazda, w lękliwem przerażeniu biegała po szczycie stodoły i tylko od czasu do czasu zaklekotała. Było to, jakby przedzierał powietrze przedśmiertny strach.
A w szerokich, królewskich kołach — w majestatycznym spokoju i grozie zbliżały się bociany. A koła ścieśniały się — coraz węższe, coraz mniejsze.
Ostatnim wysiłkiem zerwała się z dachu i w szalonym pędzie rzuciła się nad staw, by się ukryć w sitowiu.
Ale była już za słaba. Jednem uderzeniem powalił ją samiec o ziemię. Jeszcze raz się zerwała, napróżno! Obejrzała się lękliwie.
Wązkiem kołem otoczyła ją cała, mściwa gromada.
I znowu ubiegła chwila, chwila w śmiertelnej ciszy. I nagle, jakby na tajny znak rzuciły się na nią wszystkie bociany, w jednej chwili rozerwały ją na drobne sztuki — ochłapy ciała, powyrywane kawałki skrzydeł, krwią zabarwione pierze, bagno krwi znaczyło miejsce, w którem się odbył straszny sąd nad cudzołożnicą.
Nie wiem kiedy i jak to wspomnienie się we mnie obudziło. Ale nigdy się go już pozbyć nie mogłem.
Ustawicznie widziałem przed oczyma krwawe ochłapy porozrywanej samicy — widziałem strugę krwi — bolała mnie ta stęchlizna, do szału doprowadzał mnie jej wstrętny zapach.
Męczyłem się straszliwie.
Z najgłębszych otchłani mego bytu wpełzywały w mózg ohydne myśli — coraz to dziksze, coraz to więcej zbrodnicze instynkta się we mnie budziły — a przed mojemi oczyma rozwarło się straszne piekło; zwierzęca przeszłość, pełna zbrodni, nienasyconych pragnień: przeszłość drapieżnego zwierzęcia i dzikiego człowieka. I tak siedziałem przed tą otchłanią i patrzałem
Strona:Stanisław Przybyszewski - Z gleby kujawskiej.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.