Strona:Stanisław Przybyszewski - Z gleby kujawskiej.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

ków niemieckich, którzy przecież jeszcze najgłębiej wnikali w istotę zła.
I jeden rys genialny dał mu Kasprowicz. Ten Lucyfer jest piękny, groźną a ponurą pięknością wielkich zbrodni, zbrodni, jakie Dżingishan, Atyla lub Napoleon popełnili. I Lucyfer ten jest smutny wielkim smutkiem tych, co w dzikim szale, gnani jakimś strasznem przeznaczeniem zbrodnie spełniać muszą.
A z drugiej strony bóg światła, dobroci i pokory, bóg cnoty i spokoju — idzie już, idzie upadając pod drzewem zbawienia, potem krwi oblany wlecze ciężki krzyż, pada, zrywa się znowu pod razami siepaczy, znowu pada — ale idzie. Już zdala dzikie ryki i wycie rozpasanego motłochu, a Lucyfer czeka i opowiada swej kochance dzieje walki z synem cieśli. Wszystko mu przyrzekał, światy całe chciał rzucać przed nogi jego, byłby mu gwiazdy zerwał, by z nich królewską koronę mu zrobić — napróżno przedstawiał mu, że ten marny tłum nie wart jego męki, ale wszystko napróżno — w ogrodzie oli-