Strona:Stanisław Przybyszewski - Z gleby kujawskiej.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

z słodkiem omdleniem w iskrzące się gwiazdy — ból u Kasprowicza, to kosmiczna potęga, co światy ze siebie wyrzuciła, to droga, po jakiej ludzkość postępowała, to ból tworzenia i wiecznej przemiany — cierpienie, które Kasprowiczowi piersi rozpiera, szalało w piersiach proroków, w duszy takiego Słowackiego, kiedy tworzył Króla-Ducha i myślą wieki obejmował i je przeżywał.
On nie lęka, nie boi się cierpienia. Bierze je na swoje barki jak ów mityczny Krysztof dźwiga bez skargi i roztkliwiań cały ten straszny ciężar. Czasem tylko się szarpnie i wyciągnie groźnie pięść ku niebu, czasami jęknie, by znowu paść na kolana i z płaczem uniesienia zawołać:

Bądź pozdrowiona, o ty bez promienia,
Który nadzieją martwe serca pieści,
Spowita płaszczem bezdennego cienia
Źródło mej pieśni, macierzy natchnienia,
Boleści!