Strona:Stanisław Tarnowski-Mowa nad grobem ś. p. Lucyana Siemeńskiego.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

przez czas zbyt krótki niestety profesor tej Literatury ojczystej której nikt nie znał jak on, w Akademii Umiejętności jako tej Literatury z urzędu opiekun, czy w tym Dzienniku który założył, którego zasad i czci tak surowo i tak troskliwie przestrzegał, i w tem piśmiennictwie wreszcie które dzięki Bogu dotąd godności nie straciło, a którego był w ostatnich latach przynajmniej największą ozdobą i chwałą.
Nie przemilczmy jeszcze o dwóch zdarzeniach w których widzieć można nieledwie wyższe zrządzenia. Na czas niedługi przed śmiercią było mu danem po raz pierwszy od roku 1831 zobaczyć Warszawę. Co za zobaczenie? Mógłby opowiadać je jak smutny bohater jego wielbionego poety opowiada jak „odwiedzał dom nieboszczki matki“, i wszystko byłoby do jego wrażeń przypadło, wszystko aż do tych ludzi co z siekierami plądrują „burząc do reszty świętej przeszłości ostatki“. A przecież choć tak gorżka była to pociecha, bo choć tak zmieniona, choć bez orłów, kit, i chorągiewek z któremi widział ją raz ostatni zawsze to Warszawa, tem droższa właśnie że tak smutna. Ta pociecha ostatniego pożegnania należała się i jemu i stolicy.
A drogie zbliżenie to, że zeszedł z pola w tych samych dniach listopadowych, niemal w rocznicę samą tego dnia w którym wyszedł w pole, i który na duszę i na życie jego wywarł wpływ tak stanowczy. Dobry żołnierz wysłużył swoje lata okrągło, co do dnia: i odwołano go na spoczynek. Może po to żeby mu dać usłyszeć odzew na to hasło pod którem tu służył do końca.
Gdyby do naszej chrześcijańskiej śmierci mógł przypaść ten piękny pogański grecki jej symbol, gieniusz pocałowaniem zdejmujący z ust ostatnie tchnienie, tedy wyobrażenie to powinnoby służyć