Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

Do Szumejowej chaty przynoszono po ukończeniu latowania rewasze. Całe pęki drewienek przeznaczonych do rozliczenia leżały w komorze na półkach, a niektóre już dawne, już niepotrzebne rozliczenia, porzucone po kątach. Ojciec razem z Foką przesiadywali w komorze i przeprowadzali końcowe rozliczenia, z którymi się miały zgadzać ilości trzód i zapasy. Młody gazda przeglądał deszczułki, powoli liczył i dodawał, a stary jeszcze powolniej karbował dodane sumy każdą na innej grubej pałce. Każda pałka była z innego drzewa.
W drugim kącie komory na półce kiedrowej były jeszcze jakieś inne większe kłody prastare, całkiem innymi karbami znaczone. A obok także różne stare pudełka rzeźbione w krzyże i słońca. Foka nigdy nikomu zapewne o tym nie opowiadał, ale różni, czy tacy sobie bajarze, czy może prości brechacze zapewniali, że to nie obliczenia były, lecz prastare pismo na drzewie karbowane i że były one tylko dla świadomych, a ci udzielali go komu chcieli. I czy nie było już więcej potrzebne nikomu, czy nie było komu przekazać, czy też coraz bardziej wszystko to się kryło, wszystko przepadło gdzieś i poszło w zapomnienie. Niektóre kłody takie można było odczytać palcami z zamkniętymi oczyma, tak były jeszcze wyraźnie pozacinane. To właśnie miał być dowód, że stary ślepiec gromowy, co tu przed laty mieszkał na Ihrecu, dał je Foce. Kto wie, może tam były te wieści o Didu, szczątki wieści o Rachmanach? A inne były jakieś zatarte i stare i samo drzewo zmurszałe, że już ani oczyma, ani palcami nic by nie wyczytał. W osobnych pudełeczkach dużych i małych były ziarna fasoli, każde pudełko miało swój znak. Te fasole wskazywały ilość przemówek, okrzyków, modlitw i Ojczenaszów, potrzebną dla każdego świętowania, dla każdego rodzaju czarów.


DOMARSTWO

Chociaż od dawna już rozliczano się w gospodarstwie pasterskim, nie interesowało nikogo jeszcze rozliczanie dni roboczych. Ścisłe obliczanie pracy samej zaczęło się właściwie

    nykiem. Kłoda każdego ma inny znak na to, by ją łatwo można było rozpoznać i wyszukać w pęku deszczułek, związanych powrozem lub łykiem, który zostawia przy sobie watah. W dzisiejsze czasy już na niewielu połoninach używa się tych karbów rewaszowych.