ścisłe obliczenia pracy mogą służyć do tego, by wyżyłować człowieka, by wyssać go z sił żywotnych). „Ale, tak czy inaczej, i takie czasy były niezłe, kiedy można było robić i pomagać z życzliwości i przyjaźni. Wszystko robić z ochoty, a bez troski, czy kto komu nie nadrobił i nie nadpłacił...“
Powiedzmy sobie, że trudno by było z tak wolnymi ludźmi, o pracy tak rozrzutnej, a zależnej od dobrej woli, dokonać jakiegoś bardzo wielkiego dzieła. Właśnie przy wieży Babel ludzie rozeszli się, bo byli wolni, bo sami to sobie uroili, a gdy ich nikt nie zmuszał, każdy zaczął mówić swoim językiem, wielka budowa przepadła. Można się tym martwić, można chwalić niewolę, sławić ją pod niebiosa, ale wypada wątpić, czy niewolnicy zbudowaliby wieżę — aż do nieba. W naszych górach ludzie z ochoty i bez zapłaty budowali piękne krzyże przydrożne, kapliczki i cerkiewki. To oczywiście na miarę huculską — gdzież im tam do nieba...
Nie myślcie, że w życiu domarskim święta, tańce i zabawy mają mniejsze znaczenie niż robota sama. Ludzie, co połowę roku przepędzają w samotniach, po latowiskach, po stajach i chatach sianowych, myślą nieraz o chacie przede wszystkim jako o miejscu, gdzie można, jak się to mówi, „nabyć się“ z ludźmi, nagwarzyć, naweselić. W braku dziennych najemników zabawa właśnie ściąga ludzi. „Rąk roboczych“ nie ma. Nie ma w ogóle ani samych rąk, ani nóg, bo nie ma przyzwolenia na niewolę. Przypomnijmy, że w cywilizacji starożytnej niewolników nazywano andrapodon, noga ludzka czyli ludzkonogie stworzenie. Teraz dla odmiany „ręce robocze“. U nas, w braku cywilizacji, są tylko sąsiedzi i ludzie. Im bardziej samotni, nawet opuszczeni, tym bardziej skłonni, ba, nawet stęsknieni „nabyć się“ z ludźmi, nacieszyć się rozmową i zabawą. W zamian za to — w okresie gdzie nie mają własnej roboty — może i puszczę by wykarczowali w zabawie i wody górskie by zatamowali. Toteż w razie nagłości pracy i wobec jej rozmiarów urządza się tołokę, pracę połączoną z ugaszczaniem i zabawą.
Jest miarą znaczności, rzeczą honoru gospodarza, urządzić przyjęcie jak najlepsze, by ochoczość, z jaką pracowano, nie doznała zawodu, by zachować kredyt i zaufanie na przyszłość. Już w czasie pracy zanoszą domownicy w pole lub do lasu jedzenie, napitki i tytoń dla pracujących, ugaszczają, zapraszają jak najgościnniej, przemawiają uprzejmie i serdecznie, usprawiedliwiają się, prawie zmuszają do ucztowania. To pod-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/109
Ta strona została skorygowana.