— Ile!? —
— Dwie setki...
Cisza zaległa izbę. Foka wstał z ławki, mocno pociągnął fajkę, zamyślił się. Ogląda owczarza. Widzi, że ten zgnębiony, zmęczony, bliski płaczu. Wszyscy spoglądają na Fokę.
Usiadł Foka. Nie oddalił owczarza. Po chwili powiedział: — Dzisiaj osobno będziesz jadł wieczerzę. —
I tyle kary miał owczarz.
Z Trofymkiem były i inne kłopoty, ale i te dobrze się skończyły. W tym rzecz, że Trofymko nie umiał żyć z towarzyszami, z innymi najmitami. Byli to wprawdzie tacy najmici, o jakich się teraz nie słyszy, ale przecież ludzie nie chwalili Trofymka za to.
Gdy Foka wyhodował dużo trzód, trudno było nieraz upilnować je na połoninach. Wtedy stary Maksym pożyczył mu swego sługę Semena. Co tu dużo mówić. Jak wielu dawnych gazdów w tych czasach, kiedy o najmitów było tak trudno, trzymał i Maksym do posług: „takiego“ — po prostu szczeznyka. Jaką z nim miał symbrilę, i czy miał jakąś — tego nikt nie wie. To tylko trzeba powiedzieć, że o Maksymku nikt złego słowa nie powiedział.
Słychać było, że Semenko pierwszy powiedział Maksymkowi, gdzie Foka się znajduje, gdy ten uciekł do Wenecji. Od tego czasu Maksymko coraz więcej lubił starego sługę. Dawniej, kiedy jeszcze mniej było najmitów, Semenko niemało uwijał się w gospodarstwie Maksymowym. Dobrze się zasłużył Szumejom. Kiedy gazda Maksym sam karmił bydło, dziwowali się ludzie, w jakim spokoju i porządku to się odbywało: byki były spokojne, barany stateczne, nawet capy przestawały bić się i psocić. Krowy jakby wyuczone podchodziły jedna za drugą ku gaździe, by dostać soli. Gazda długo karmił każde bydlątko osobno, gwarzył trochę z każdym, aż powiedział powolutku: „No, idź już sobie niebogo“. — „Semenku!“ — oglądał się stary gazda. Semenko — niewidzialny — odpędzał krowę, gdyby nie usłuchała gazdy, opiekował się każdą krową, pilnował by się nie biły, zgartywał siano, aby go nie tłoczyły. Był dobry i łaskawy dla bydląt, nigdy żadnego nie uderzył. Żaden najmita by go nie zastąpił.
Owego lata (wtedy gdy Maksym pożyczył Foce Semenka do usług) Foka wysłał jak zwyczajnie pastuchów z owcami i jałownią na połoniny, a Trofymkowi dał tyle bydła i koni, że ten ręce załamał.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/116
Ta strona została skorygowana.