Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

tażko Dobosz. Doboszowy płaj skręca i znika w lesie. Zbyt niespodzianie rozdzierają się góry, nagle otwiera się dostęp ku Czarnohorze i nagle znika. Dawniej na każdym kroku łatwo mogły tu czyhać zasadzki. Zapewne i śladów zwierząt dzikich było dość. Płaj ten nie zapraszał do pościgu. Nawet o wiele później nie wydawał się miłym traktem dla komisji, dla wycieczek.
Tymczasem właśnie nieco wyżej za zakrętem potoku Czerłenego niespodziany widok się otwiera. Złote, przestronne sianokosy, miłe oku zielone ogrody. Istny raj gładkich i cichych pagórków podolskich, wymarzony i wyczarowany tu przez pasterzy w dzikiej głuszy. To — Koszeryszcze. Wysoko aż do horyzontu ciągną się te jasne polany faliste. Gór ani puszcz nie widać wcale, jakby gdzieś sczezły.
Tutaj z początkiem ubiegłego stulecia gazda Slipeńczuk z Krzyworówni wyrąbał i powypalał lasy i wyrobił carynki. W dole u wylotu Czerłenego miał jakąś kolibę jakby strażnicę. W niej zatrzymywały się komisje i wyprawy pańskie. Gazda suto ugaszczał wędrowców przygotowanymi zawczasu zakąskami i wódką. Komisje odpoczywały po trudach, używały i zapijały gęsto. Dalej nie pchały się w góry, o lasy nie pytały. Nikt by im tego nie wziął za złe.
Po śmierci Slipeńczuka inny ród przyszedł na to miejsce. Hodowańczuki, sławni myśliwi, niedźwiednicy, przyszli tu wiosną, zobaczyli ładnie wykarczowane polanki i zajęli je sobie. A gdy zgłosili się nieco później krewni Slipeńczuka, tamci napędzili ich bardkami, a dla ostrzeżenia capy ich pozabijali i poprzerzucali poprzez ogrodzenia leśne.
Po latach, na rozkaz władz zaczęto sporządzać nowe mapy. Przyszła komisja jakaś. Pytają: — Gdzież stąd lasy się podziały? Ta-żeż tu na mapie lasy bez końca! — Tymczasem tu na tym czarnohorskim Podolu już drugi ród siedział i hodował się. Nie wiedzieli nawet dokładnie, kto wyrąbał lasy. Do procesu nie doszło.
Podobnie było na stoku Kostryczy, naprzeciw Czarnohory, na kiczerze zwanej Dietuł. Tam gazda Bażyło z Bereżnicy, z rodu Osennyków, osiadł pierwszy, przez lata wyrąbywał lasy i wypalał carynki. Z początku miał latowisko, a z czasem osiadł tam. Gdy znów zaczęto rąbać lasy na Ruskim, nagle spostrzeżono, że na Dietule jest całe przestronne osiedle. Wśród lasu odkryto chaty, tołoki, sianokosy, bydło i ludzi. Bażyło myślał, że to niczyje, a Pan miał w mapach czy w ta-