nadpływał wartkim, szalonym prądem Bystreca, chłopak nie spieszył się z uciekaniem. Zginął pogrzebany pod tym gmachem kłód. Gdy ojciec wrócił z Kosowa, ciało jedynaka znaleziono gdzieś daleko w Krzyworówni. Teraz gorzko żałował stary, że nie dawał chłopcu pieniędzy na zabawy.
Pieśń opowiada o trzech warstwach: o starej pasterskiej, gazdowskiej, która wiekami żyła podług starych praw; a w owych czasach ludzie dożywali późnego wieku. O nowszej warstwie rozbyszackiej, która biła się i rąbała, a ludzie żyli po czterdzieści lat tylko. I o najnowszej warstwie butynowej: I cóż to za gazdowie? Przez całe zimy przesiadują zgięci w kucki przy watrach, w puszczach. Dla pieniędzy marnych i dla wódki męczą się tak koło kłód, marnieją na nic. Pieśń mówi o nich z pogardą i smutkiem.
W pieśniach tych zjawia się motyw dotąd nie znany. Ta i owa głosi pamięć kiermanycza, którego matka wyprawia na pławaczkę (jazdę na tratwach) z żalem, nawet z rozpaczą. Bo młodzian z biedy zmuszony jest odskoczyć od starodawnych a ulubionych zajęć pasterskich. Nie wędruje już swobodnie z bydłem, nie doi krów, nie kosi, nie zbiera siana. Musi opuścić dom i kraj dla spławiania drzewa, dla trudu na wodach wśród ciągłych niebezpieczeństw. Ostatecznie, jak żali się pieśń, nie wraca, tonie lub ginie zabity kłodami.
Foka Szumejowy od lat najmłodszych znał leśną robotę, bo pobyt w połoninach zawsze był dlań połączony z przesiekami, z wyrębywaniem lasu, z wypalaniem na pastwiska i łąki. Już w młodości napatrzył się na butyny w lasach Pańskich. Prawdę mówiąc, ciągnęło go do nich niemało. Ale z początku nie śmiał tego powiedzieć sam sobie, potem jeszcze długo nie śmiał wspomnieć o tym ojcu. Dopiero po głodnym roku 1864, gdy niejedno tak się zmieniło, porwał się ze spółką gazdów na butyn.[1]
- ↑ O czym w drugim tomie Na wysokiej połoninie pt. Zwada.