Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

ny, na Wieczór Święty! Ponad nas jest większe światło, Dzieciątko Boże, przyjdź Je uczcić!“
Ale co robi wówczas cesarz gromowy? Zawiera się w zamczyskach skalnych, w komnatach gromowych, głuchy na słowa święte, w przemoc dufny, w moc pioruna i w harmaty gromowe. Czyż jeszcze nie wiecie, kto to? To główny poprzecznik Boga. Od wieków czekają nań słowa uprzejme i drzwi chaty otwarte. A on nie ruszy się nigdy, ani nie mruknie. Milczy. I dalej zapraszają go pasterze ku chwale Dzieciątka zrodzonego z gwiazd, w Jego Imieniu i na cześć Narodzenia świętego. A może?
Wieczerzy ani biesiady tajnej nikt nigdy nie nakazał i dlatego nie może zakazać i nikt jej nigdy nie zakaże. Choćby na każdym drzewie były tablice państwowe i zakazy kościelne przeciw zabobonom, nikt nigdy nie upilnuje pasterzy.
Gdy kończy się tajna biesiada, zaczyna się kolęda. Kolęda jest wesoła, otwarta, beztroska i dlatego nazwano ją chrześcijańską. Ludzie bowiem górscy myślą, że smutek to pogaństwo albo i kuszenie czarta, zaś chrześcijaństwo, to radość swobodna, to życzliwość przyjazna. Od początku świata chodzą pasterze-kolędnicy. A skądże wzięła się kolęda u nas w górach nad Prutem, nad Czeremoszami, nad Bystrzycami? Gdy ostatki słobody zagasły na dołach, gdy i prastarą pieśń zadeptano, a wszystkie sprawy wiary i serca poddano urzędom, święty Mikołaj wędrowiec, opiekun najbiedniejszych i uciśnionych, opuścił wszystkie tamte kraje i tu u nas w górach się pokazywał. Za nim podążyła jego dziatwa-kolędnicy, i dlatego jedynie w nasze góry schroniły się stare pieśni, dawne pląsy, cały obyczaj tak radosny, że do nieba podskakuje i dlatego słusznie nazywa się chrześcijańskim.

Ale sto lat temu i u nas zapadła noc. Mandatorzy[1] zdławili obyczaj i już się zdawało, że koniec świata wisi nad głową. Mówi się bowiem słusznie, że gdy ludzie przestaną śpiewać stare kolędy, zdobić pisanki i modlić się do Rachmanów, zaraz łańcuchy na Lucyferze rozluźnią się, a on zaczyna ryczeć i gotuje się, by wpaść jak burza na ten świat. Jednak tym razem nie udało mu się. Mandatorzy wywrócili się i poszli do piekła, niech ich ma i trzyma! A pieśń zmartwychwstała.

  1. Mandatorzy — urzędnicy administracyjni, którzy cieszyli się długo złą sławą. Mowa o absolutyzmie i terrorze centralistycznym w Austrii, który w obawie buntów zakazał wszelkich obrzędów i zbiegowisk. Nawet duchowni musieli uznać kolędę za „pogaństwo“.