Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/148

Ta strona została skorygowana.

jakby z cieniem, gotów do odparcia napadu nagłego, przygotowanego chytrze, niechybnie niszczycielskiego. Uczy się niezmiernej ostrożności. Wilk jakiś mignie koło chaty. Śladu nie zostawi. Czyż to wilk? Gwiazda taka jasna pojawi się, jakiej dotąd nie widział. Alboż to gwiazda? Wiatr gna z całym wojskiem wyjących bied, rozwścieczonych czortów i czorcików, hulających w psotnych podskokach wśród przekornych świstów i pisków. To nie zwyczajny wiatr.
Oblężony przez grozę i pokusy pustkowia, niejeden człek sam staje się wojownikiem, zatarasowuje się i obwarowuje, przepędza pokusy i widma słowami, znakami, środkami tajemnymi, albo nawet wyzywa groźne moce. I czasem — jak to na wojnie — ulega im, do czasu lub na zawsze.
W dzisiejsze czasy gdzież znaleźć między ludźmi takiego mocarza „przemównika“, chmurnika czy gromowego poczynacza, który by stanął mocom groźnym do oczu, równy albo mocniejszy potęgą tajemną, który by bronił innych ludzi, chudobę i pasznicę od nich? Można chyba się z nimi sprzymierzyć za cenę kto wie jaką albo po prostu poddać się im bez sławy. Zwyczajny człek myśli: najlepiej przykucnąć przy ziemi jak trawa, nie pchać się między mocnych, postawić sobie zastawy z przemówek, ochrony z krzyży i ziół. Siedzieć tak cicho, aż przegalopują gdzieś sobie mocarze:
Cesarz gromowy, wichrowi królowie sępoludów z groźnymi zastępami, z pobratymami swoimi, z dziatwą swą niesamowitą, duchy powodzi, królowie wodni i inni.



OCHRONA

Gdy wichry i huragany roztętnią się dziką jazdą, gdy gromy rozdzierają niebo, a grady sypią, taki samotny, choćby i zwyczajny człek, co zawczasu zaopatrzył się w „przemówki“, w wodę nie nadpoczynaną z dziewięciu źródeł czarodziejskich, dobrze zmieszaną i zaklętą, przygotowywał się na Święty Wieczór i na gromowe święta, a żadnego z dwunastu świąt gromowych nie naruszył, lecz świętował je jak przepisane: pościł bez chleba i wody, na ten czas oniemiał, słowem nie odzywał się do nikogo, nawet do chudoby ani do drzewa, nawet strzegł się, by nie splunąć, nago chodząc czynił kroki czarowne i zastawy, i wymawiał zaklęcia i prośby — taki to spokojnie znie-