Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

zdrowie i szczęście, jakby łupiły skórę z żywego, naładowują na nią brzemiona trosk i mąk. Oprócz samego molfara grzesznego, nikt, nikt nie może wiedzieć, ile cierpień i męczarni zostało zadane z umysłu. Jeśliby nawet zdarzyło się, że molfarowi nie udały się niektóre praktyki, nawet jeśli to wszystko nieprawda, to pozostaje on najgorszym mordercą, odciętym od wspólności z życiem ludzi i zwierząt, zdziczałym fłudowatym upiorem-wilczyskiem w ludzkiej skórze. Byłoby niepojęte, gdyby Bóg i Słoneczko chcieli mu to wybaczyć.
Z gospodarstwem i z życiem dawnym odmienne od dzisiejszych były związane wyobrażenia o dobrym i złym. Dla ludzi dawnych własność gruntu nigdy nie była określona zbyt ściśle. Na połoninach i pustkowiach cały świat należał do samotnika i śmiałka, co się tam wdarł pierwszy, czy inni to uznali czy nie. A jeśli uznali, to co z tego? Niejeden nie mógł obejść swego „własnego“ lasu, a mądry samotny człek i tak wiedział, że nie zabierze tego ze sobą. Zresztą las i tak był „Boży“ z pierwowieku. I powinien być Boży. Dopiero panowie przyszli tu, kiedy inni już utorowali drogę, pozagradzali i pozabierali co nie ich albo wyszachrowali od wójtów zdradzieckich stare patenty. Dlatego to i dotąd nikt nie chce uznać własności zwierzyny leśnej. O dawnej namiętności darzenia, o gościnności dawnej serdecznej, wylewnej jakby z bajki, różne wieści i historie opowiadają. Także w czasie głodów, w czasie kryzysów ci, co mieli coś jeszcze, całymi dniami naprawdę z uszczerbkiem dla siebie, a trudząc się niemało, karmili ludzi głodnych, choćby i nieznajomych. O bijatykach, pojedynkach, rąbaniu głów i kości wiadomo, że tego nigdy bardzo za złe nie miano. Tylko zawziętość w zwadzie jest zła, ale nie sama zwada. Byleby się pojednali ludzie w końcu według obyczaju, to wtedy i złość znikała. A co z przypadku w bójce się zdarzyło, to właśnie z przypadku. Kradzieży drobnych rzeczy, nie bardzo potrzebnych do życia, nie brał sobie nikt zbytnio do serca ani nie uważał za grzech. Ale kradzież krowy, to już grzech taki jak porwanie dziecka od matki. Za grzeszną bardzo i godną pogardy uważano kradzież w czasie pielgrzymek i wędrówek cerkiewnych.
Lecz największy grzech, to krzywdzenie bydląt, a czarodziejska kradzież mleka, której dopuszczają się właśnie molfary i wiedźmy-wydojnice, co to, czasem doją krowę z daleka, tak że krew cieknie z wymion, to grzech nad grzechy. Sam Pan Jezus, gdy usłyszy ryczące i płaczące krówki-błahunki, scho-