Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

gradowe i gromowe. Chatę tę i teraz można oglądać. Zowią ją chatą Paruli.
O Paruli przebąkiwano, że była wnuczką czy prawnuczką gromowego dziada. Już w czasy naszej młodości była najstarsza z całej Krzyworówni. O samym dziadu gromowym wiedziano, że zawędrował niegdyś z dołów, że był lirnikiem i że ojciec jego, także lirnik, oślepił go w dzieciństwie, jak to praktykowano w bractwie lirnickim. Opowiadano też, że był niegdyś „pan-otcem“ bractwa lirnickiego. Rówieśników nie miał, wszystkich przeżył, żył a żył. Starzec olbrzymi, niegościnny, groźny. Ludzie bali się doń chodzić.
Wyrostek Foka chadzał doń z ciekawości, przecie ze czcią, zapewne i z lękiem, lecz zachowywał spokój. Otrzymywał dłuższe posłuchania wówczas, kiedy niewidomy olbrzym był łaskawie usposobiony dla świata ludzkiego. Zdarzało się przecie, że odszedł z niczym. Dziad mruknął tylko: „Nie ma czasu“. A któż mógł wiedzieć dlaczego? Po nocach widywano jasność nad Ihrecem. Słychać było, że królowie wiatrów, sępoludy w kaftanach mniszych przybywali do starego na sejmy. Przylatywali cicho bez szmeru, aż z tajemnego kąta znad Palenicy, gdzie z trzęsawisk i źródlisk rodzą się chmury i gdzie mało stąpa noga ludzka. Dawnymi laty, co prawda, przychodzili doń hen z daleka, z dołów, aż zza Dniestru, jego podwładni z wiary lirniczej, a później czy to postarzeli, czy powymierali, a dziad sędziwy trwał dalej. Foka nie obrażał się ani nie zniechęcał, gdy starzec odsyłał go z niczym, chociaż ścieżka od strony Jasienowa była trudna i stroma, a dojście wymagało sporo czasu. Cierpliwość i powaga chłopca ujęły lirnika. Opowiadał mu niejedno.
Wszystkie te znaki, przeczucia wszelakie, wskazówki różne, co robić, jak bronić się przeciw urokom, przeciw napaściom, przeciw prądom złym, nawet przeciw wypadkom, wszystko to naokoło jest napisane — tylko że ludzie nie znają pisma światowego — mawiał Foka, przywodząc słowa poczynacza.
A gdy już nie stało poczynaczy i wieszczunów, Foka przechowywał rewaszowe karby na kłodach cisowych, skąd ślepiec palcami wyczytywał. Nade wszystko chował powiedzenia dziada gromowego w swej pamięci, jakby księgę omszoną starością. Ale pogodny, ruchliwy, elektryzujący ludzi swym pojawieniem, mało o tym opowiadał. Wspominał rzadko i tyl-