Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/171

Ta strona została skorygowana.



Daleko od ludzkich siedzib, wysoko nad granicą lasów, graniami, po bezbrzeżnych, trawiastych połoninach lub przez przełęcze biegną płaje, prastare przedhistoryczne szlaki wydeptane przez wieki. Sięgają na Bałkany i ku Alpom, mają swe połączenia ze stepowymi szlakami Ukrainy i Wołoszczyzny. Niektóre porzucone, niektóre używane tylko w czasach największych powodzi, gdy zatoną drogi i bite gościńce.
Na skrzyżowaniu ścieżek widnieją i teraz jeszcze — zamiast drogowskazów — krzyże poczerniałe, z wyciągniętymi ramionami. Czasem już powalone lub zbutwiałe leżą w trawach wysokich zaryte.
Wyżej jeszcze w Czarnohorze, na kruchych skałach piaskowych lub w górach Czywczyńskich na ścianach łupkowych, w niedostępnych zakątkach skalnych zaczynają się — dopiero od połowy ściany — wykute stopnie, pnące się stromo ku górze.
I korytarze podziemne i kamienne kominki zasmolone, z ziemi wystające, z jakichś jaskiniowych mieszkań skalnych — każą się domyślać, zgadywać.
W głuszy Palenicy — u źródlisk Czeremoszu, wśród borów niezmierzonych na bezdrożach, gdzie zdałoby się nie stąpała jeszcze noga ludzka, zwęglone podwaliny, szczątki mieszkań i kości ludzkie nieoczekiwanie dreszczem przejmują.
A tu wkoło ciągle jeszcze stepy górskie nieobeszłe, puszcze nietknięte, pustkowie skalne, jakby bez dziejów, jakby dopiero czekały na człowieka.
Lecz wieść i opowieść więcej widzi i wie niż oczy wędrowca. Naprzeciw tych miejsc — tak powiada — gdzie stopnie w środku ściany się zaczynają, jest dostępny dla wejścia głaz, blok skalny. Na nim wyraźny ślad wrębu na belkę, kładkę, która wiodła kiedyś przez przepaść do tych stopni wyrąbanych w skale. Były one niedawno jeszcze — tak wieść głosi — te