gi po szczytach. I serce niezłomne tajało: od tchnienia świętej ojcowizny, od pocałunku wiosny, powracającej wiecznie. Umierał król, a z twarzy skalnej łzy spływały — na powitanie i pożegnanie szczytom, o których w pieśniach i podaniach, wiernie, na dalekim świecie wieść przechował.
Posłuchaj, ty Wierchowino,
Ty, rzeko święta, posłuchaj.
Dzieci królewskie, plemię
Wierchowińskie — słuchajcie.
Tak może śpiewał.
I któż by to mógł wiedzieć dzisiaj jeszcze, po tylu wiekach, o czym śpiewał wieszcz królewski, co, umierając, przekazywał w śpiewie wiernemu rodowi, braciom, synom, wnukom i prawnukom?
Tyle tylko na pewno mądrość wieszczunów nam zachowała, a z dziejów Wierchowiny to widać, że dzieciom i pacholętom królewskim wrócić na gazdostwa nakazał. I to jeszcze święcie nakazał, aby, głęboka, jak ta puszcza, tajemnica pokryła ich pochodzenie od wielitów i królów. Otaczając króla, pacholęta na tajemnicę tę przysięgą wielką się zaklęły — na topór jego królewski! Topór ten potem nakazał pochować wraz z sobą. Moc prastarą topora i ich przysięgę ze sobą zabrał: niech zaśnie, niech drzemie z nim przez wieki. To także głęboko w duszę im wpisał, aby na gazdostwach ze stworzeniem żywym, z ziołami, ze zwierzyną i dychaniem wszelkim się bratali. Może mówił, że wojowaniu koniec przyszedł, że topór — do pracy w puszczach przeznaczony, że większych Wielitów potrzeba do mocowania się z tą puszczą bezdenną, niż do rąbania ludzkich czerepów. Może już dziecię niebiańskie szeptało mu do ucha cichą wieść. A jeszcze zmagało się z nią bułatne serce, dusza skalna.
Leżał tak w zbroi złotej ojciec królów na łożu skalnym, tam wysoko, gdzie teraz Pisany Kamień. W zadumaniu słuchali Wielity-królowie, wsparci na toporach, w zbrojach, z narzuconymi na ramiona skórami niedźwiedzi. Słuchali jego przypowieści, niepomni królestw, które porzucili; i dzieci jasnookie, pacholęta wśród kwiatów na carynkach też słuchały.
Kiedy skonał wódz, usypali mu borcowie-wielity ten olbrzymi kopiec i murawą go obłożyli. Na zboczu kopca trumnisko skalne mu postawili, sarkofag tak wielki, że człowiek dzisiejszy, na nim stojący, wygląda jak mały ptaszek. I taniec zatań-