Ach! gdyby się rozwił buczek i ta Czarnohora,
Niejedna by spustoszała bogacka komora!
Tak bywało w różnych czasach rozmaicie: że jakiś czyn wiosenny wybuchał. Czy napad na dwór, czy na karczmę, na zamek, na miasteczko, na urząd czy na straż bezpieczeństwa. I na zawsze zamykał junakowi powrót do rodzonej chaty.
Na próżno wołała go ku sobie miła dziewczyna:
Oj, ty chłopcze, łeginiku młodziutki a dumny,
Porzuć góry i opryszki i powracaj ku mnie.
Nie było odpowiedzi. Tylko z lasów szept płynął:
Jak porzucać mi, biedaszko, góry, połoniny,
Kiedy wpadnę panom w ręce, to marnie zaginę.
Stawał się wtedy człowiekiem lasowym. Jak ryś czujny, z wyostrzonymi zmysłami, gotów każdej chwili do ataku. Jak wilk wytrzymały, zdolen do przebywania wielkich przestrzeni. Jak niedźwiedź, zacierający własne ślady i umiejący przetrzymać, w norze śniegiem zasypanej, głód i zimno. Ślad nogi ludzkiej w lesie, wcięcie siekiery na drzewie były mu pismem puszczowym. Odczytywał z tych znaków wszystko. Błyskawicznie postanawiał: ucieczkę lub napad, uprzedzający pogoń.
Sioło już nieraz nie słyszało więcej o nim. Czy też usłyszało jakąś wieść, której nikt nie mógł sprawdzić. A dziewczyna miła nie wiedziała, co się z nim dzieje. Nie dowiedziała się nigdy:
Poczaruję ja, powróżę, zgadnę jego drogę,
A czy prawda, że pojmały go tam straże srogie.
Poczaruję ja, powróżę woskiem na pszenicy,
A czy prawda, że już ścięty mój miły w ciemnicy.
Czy już w ziemi śpi, czy w puszczach bieduje mój miły.
Czy mogiła go kołysze, czy puszcze zakryły.
W dziejach ludzi lasowych — las i drzewa puszczowe są wplątane jako żywe istoty, jako pobratymi, druhowie i przyjaciele serdeczni. Wieść opowiada, jak dał temu świadectwo stary weteran-opryszek, sterany wiekiem i życiem — Klam zwany Bojczukiem. Schwytano i sądzono go już wiele lat potem, kiedy rzucił zawód opryszka i osiadł na gazdostwie. Schwytany stary Klam, srożej karany i bardziej dziko torturo-