Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

Opowieść i pieśń nie daje za wygraną, nie chce być tylko ciastem dla różnych kuchtów. Snuła i nadal snuje mity i dumy, łączy je, kojarzy, wzrusza się nimi. Tęskni do wielkości, do swobody.
Opowiem tu jedno niewinne, może zabawne wspomnienie.
W początkach naszego stulecia błogosławieństwa teorii ras zjawiały się na razie w formie nieszkodliwej, a nawet zapraszającej i miłej. I tedy niektórzy „badacze“, wywołując wrażenie, że łamią sobie głowę także nad zagadnieniem o rasowym pochodzeniu Hucułów, postawili między wieloma innymi i takie twierdzenie: że to resztki plemienia Gotów, uchodzących z doliny węgierskiej przed pościgiem cesarza Justyniana, osiadły w Karpatach, że oni to są praojcami naszych Hucułów, że do nich odnoszą się owe opowieści o borcach i wielitach. Wszystko, co możliwe, zostało tu powołane dla poparcia prawdziwości tej „hipotezy“. I obyczaje i zwyczaje, zwłaszcza zwyczaje pogrzebowe. I pieśni i tańce, a najwięcej pląsy samych mężczyzn z podnoszeniem toporów do góry. I typy ludzkie, zwłaszcza długogłowy, jasnowłosy, modrooki typ z jastrzębim, czy orlim wyrazem twarzy. Wreszcie nazwa samego plemienia: godas, oznacza człowiek lasowy[1].
A inni znów przebąkiwali o Dakach, Alanach, o Obotrytach, Guzach, o Kaukazcach, o Bizantyjczykach i wreszcie o Połowcach czarnomorskich.
W nasze czasy z powodu zbudzenia się pewnych modnych a powierzchownych zainteresowań, fale a nawet potężne bałwany nonsensu przelewają się przez brzegi zdrowego rozsądku. Dla odmiany, czy dla kompletu wprowadzono jeszcze Norwegów i Tybetańczyków. Plotka niedouczonych „badaczy“, których kompetencji nikt nie zbadał, ani nie zbada, o ile znajdzie się w druku, idzie na konto pięknej dziedziny, zwanej popularyzacją i znajduje natychmiast popyt.

Dawniej takie „hipotezy“ były jakoś bardziej nieszkodliwe, a nawet powiedzmy, w sensie gawędziarskim, miłe, bo rozszerzały nasz światek zabity deskami. W swej naiwności miały tę słabą stronę, że im bardziej niegotowy, pośpieszny i natchniony z powietrza pomysł, tym bardziej stroił się w cyfry, reguły i nawet powoływał się na jakieś „prawa“, obowiązujące dla przyrody lub historii. A to wydawało się ludziom młodym i naiwnym przekonywające. Nasłuchawszy się w wieku

  1. W języku litewskim względnie staropruskim.