Do nich zaliczają wszystkich potentatów tego świata, od cesarzy i ministrów aż do wójtów, nie tylko dawnych, nowszych także. Kto wdrapie się na stołek władzy, ten „jego“. Niech „on“ tam sobie trzyma ich wszystkich, niech przepadają razem w mrocznej szczelinie.
A jednak ta kotlinka zasłynęła przed wiekami ze zmagań olbrzymów i z czynów wielkich. Z jednej strony od dołu bies wcielony, z drugiej z góry, z chmur święty Eliasz, a z boku do pomocy świętemu prawnuk Wielitów Hołowacz. Zapewniają, że człowiek zwyciężył.
Jeszcze do niedawna szydzono z olbrzymów. Jaki taki mądrala kręcił nosem: to bajki, to zabobony. A dzisiaj olbrzymi tak nasypali strachu, że nie tylko nikt ich nie zaprzecza, lecz wszyscy głoszą im chwałę, radując się, że dobry olbrzym obroni od złego. A któryż dobry? Ten co okaże się mocniejszy.
Posłuchajcie dumy o Hołowaczu, bo nie samą moc sławi. Wiadomo, że skoro jeziorko oprze się wichrowi i przetrwa jego napad, karmione źródłem u dna, odnawia się. W pogodę gdy do zacienionej a także obmową zaczernionej jamy dotrze nieco światła, jeziorko uśmiecha się seledynowym blaskiem smętnie a pobłażliwie. Rozszerza wokoło cichą radość — zaświadczy to każdy — bezwiednie a szczodrze. Któż się jej oprze? Co więcej, rozprasza ponurość, leczy pamięć krzywd i złości, bo zaraźliwie rozszerza wdzięczność, nie jak chorobę lecz jak zdrowie. Wdzięczność komu i za co? Samemu światłu i każdemu kto tam przyjdzie za to, że przyszedł i spojrzał. Któż patrząc na nie wówczas nie pomyśli, że niegdyś odbijało w swej toni Hołowacza jak obecnie każdego z nas. I tak samo darzyło go zdrowiem. — Jeśli kto widział, to widziało ono czyste i czujne oko morza podskalnego, jak skupił siłę Wielitów i zdruzgotał biesa, co wówczas otwarcie Bogu urągał i ludzi poniewierał. Lecz od tego czasu bies znijaczony, cieleśnie nie istnieje, jeśli pokaże się — to jak widmo lub zwiewny cień, i sczeźnie. Bo nie ma już potęgi czarciego bezwstydu.
I cóż z tego? Nawet gdyby ktoś uparł się by stale zamieszkać pod Gutynem, jak niegdyś Hołowacz, nie to znajdzie czego szuka. Jest tam co prawda pewien dowód nakarbowany tak wyraźnie, że aż czarno: pasy smoły na skałach. Lecz to jest przeszłość biesowych dziejów, nie obecność. I któż na całym Gutyn Tomnatyku zaświadczy, że w dziejach coś się dzieje, coś się zmienia raz na zawsze, coś się stało i już nie odstanie? Ze bies-duch nie czyha tak samo jak bies cielesny,
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/199
Ta strona została skorygowana.