Gdy tak się snuje i tka nieustannie mit o opryszkach, to taki biedak, bohater nowoczesny, może tymczasem co najwyżej figurować przez pewien czas krótki w drukowanych historiach dlań sfabrykowanych. Ale nie ma dlań wstępu do Panteonu mitu! I może mu się dzieje krzywda? Następny zbój bowiem zrzuci go na bruk, nazwie jego ulice innym, swoim imieniem, zamówione przezeń dla siebie pomniki przemaluje lub przetopi, księgi ku jego chwale napisane spali lub może równie uroczyście wrzuci do kanału.
I dlatego składamy skromną propozycję — sądu mitu: dla uratowania bohaterów!
Ale jakiż może być miernik dla rozbójników i bohaterów, gdy jedni spokojnie i bez narażania się mordują miliony, lub siedząc, obmyślają nowe mordy masowe, gdy drugim nie wolno było nawet bezkarnie bronić swej rodziny, swej chaty, swej dumy ludzkiej, gdy odbierano im chleb i swobodę, a wymagano tylko, aby dali się posłusznie powiesić.
Ktoś, nieznający prawdy o opryszkach, mógłby nam zarzucić, że w niestosownej chwili opisujemy opryszków. W zbójeckich czasach, kiedy cały niemal świat sławi rozbój i mord! Kiedy umysły, jakoby wytyczające drogę człowiekowi chylą się przed gwałtem. Kiedy pieśń, jak zamurowana milczy w kajdanach, nie ozwie się przeciw przemocy, nie dosłyszysz nawet jej jęku z głębi lochów. A sztuki i wynalazczość liżą stopy zbójom i zbójectwu, jak gdyby ogonami ich wachlują.
I na to odpowiadamy właśnie, że idziemy za sądem mitu, przynajmniej w tej części wyroku, która już jest ogłoszona, że opisujemy nie znane aktom sądowym wymiary czynów, i to takie, które przez sito każdego kodeksu przenikną bez szelestu. A jeśli chodzi o czyny krwawe, to kult walki krwawej przystoi jedynie tylko otwartemu opryszkowi, przyjmującemu otwarcie wszystkie następstwa. I tylko opryszek mógł zabić biesa. Bo go odsłonił w całym bezwstydzie.
A gdzież to dzisiejszym rozbójnikom do tego honoru, by który z nich zabił biesa?!
Rozbyszaki bez stylu, wyrzutki z krajów ojców i krajów dzieci, nieprzynależni do niczego, pod jeden standard z osadów dziejowych odlani i odstemplowani! Lokaje czartowscy, podlizajki diabelscy, ochotnicy biesowi bez emerytury, bezrobotni landsknechci czarta.
— To wy wstrzymajcie się uczeni panowie historycy, przysporzycie honoru swej dyscyplinie, nim sąd mitu — słowem
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/218
Ta strona została skorygowana.