pistolety i krócice, błyskające ogniem, strzelają rozgłośnie i nadal głosy nawołują się z połoniny na połoninę.
Rano, raniutko słońce wstało. Skaliste żebra, oszronione leciutko pyłem śnieżnym, jak twarda zbroja lub kolczuga z lekka posrebrzana. Połonina faluje łagodnie, a potok Kizia, rodząc się na żebrach skalnych, spienionymi wodami skacze i hula wśród kiedrowego lasu. I wyśpiewuje. Na połoninie wykute w skale krzesło. Tam to siadywał przed laty najsłynniejszy z rycerzy-opryszków — Dobosz.
Na Doboszowym krześle, nad starym lasem kiedrowym, zakędzierzawionym, gdzie widać to prościutkie zielone i strzeliste, skupione w sobie drzewa, to znów wielkodrzewy rozczapierzone wężowo, nieraz wichrem i mrozem spalone do żółtości, tam siedzi sobie dobry gazda z Jasienowa, Foka Szumejowy, o którym pieśni do dziś dnia przetrwały. Kurzy fajkę i słucha, jak szumi puszcza w dole. Tam w dole, to prabór jak kościół uprzątnięty, przejrzysty, o potężnych kolumnach, to znów jakby wertep piekielny zawalony wiatrołomami, wywrotami potwornych korzeni, z ziemi wyrwanych wraz ze złomami skał, zarosły gąszczami, maliniakami, poryty dołami i pieczarami po wyrwanych korzeniach, zalany moczarami. Dobry las, Boży las, Bóg go sadził, a leśni duchowie lub niauki — wodnice z jezior podszczytowych — piastują go, przysłuchują mu się. I chyba Bóg jeden ścinać go będzie wichrami, gromami, choć zowie się, że to pańska własność.
Foka w swym życiu dużo gęstwin leśnych wyciął, wykarczował, niemało połonin z nich wyrobił. Niejedną carynkę sianokośną zagrodził tam, gdzie przedtem wilki się gnieździły. Niejedno i dla siebie i dla pana-sąsiada zrobił, a także gazdom-sąsiadom pomagał, doradzał. Ale teraz pomyślał: no, tutaj naszym sztukom koniec, amen! Ten las zostanie i wiecznie mu być! Ani ja, ani sam pan, ani cesarskie „felwartery“ nie dadzą mu rady. Nie damy i koniec. Bo nawet, gdybyś go ściął, na dół nie ściągniesz, nie wywieziesz i zgnije ci ścięte drzewo. Niech zostanie! Tak potrzeba, bo gdzie mu być, jak nie tutaj, gdzie się ta chudoba leśna i Boża podzieje.
Foka ma odebrać swoją trzodę na połoninie i należną mu bryndzę. Ma także sprawdzić stan trzód dziedzica z Krzyworówni i odbiór bryndzy dla niego. Ale nie myślcie, by w kraju rozległych dolin, długich stoków górskich, ktoś, je-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.