Dobosz znikł w lesie pośpiesznie jak dotknięty strzałą jeleń, gdy szuka winnego źródła u skały.
Z tej strony tekstu nikt nie wątpi, że król chciał jak najlepiej, bo Bóg chciał przez niego. Słoneczna łaska króla zaryzykowała wszakże to jedno: rzucić cień na dobrą sławę księżniczki o oczach, które wcale nie były zimne, a które zostały sam na sam z opryszkiem i z watażkiem i to takim, w którego wsysały się kobiety jak pszczoły w bodiak miodosytny. Król wcale nie czuwał nad nimi ani nie nakazał czuwać. Zapewne wiedział komu zaufać, bo zaufanie jasnowidne to najwyższa cnota królewska. Za to Bóg czuwał, aby, chociaż dzieje potoczyły się szlakiem człowieczym, drogą zmarnowań i zawodów, za ufność tę ani plamka nie padła na cześć czarnohorskiego watażka ani księżniczki z rodu, co po to pełen sprzeczności, aby służyły czynom Bożym. Oczy jej powołane do zwrotu doli, doli nie wstrzymały, lecz rozjaśniły ją od prawej strony tekstu i od lewej także.
Na słabego kichają, nakichają, zakichają, a potem sierdzą się okrutnie, że jeszcze nie całkiem zakichany. A kto mocny, twardy, to choć go rozbójnikiem mianują, przecie honorują tak czy inaczej. Jedni bij-zabij, routy zbierają, smolaków posyłają i gwałtują, pomstują jak ten książę na Jabłonowie pokuckim. Był gdzieś sobie wojewodą nowogródzkim, ale tam nie bardzo się uwijał, a tutaj na swoich śmieciach nie chciał ścierpieć takiego jak Dobosz. Uniwersały rozsyłał i klątwy przeciw Doboszowi, że to „herszt opryszków, herszt wszystkich nieprawości i zbrodni, smok w górach zapruckich wyhodowany, co pożera życie i substancję obywateli“. Rąbcie, łapcie, ratujcie, bo koniec świata bliski!
A drugi pan, jego młodziutki bratanek — przeciwnie. Z pańskiej szczodrości, a najwięcej z książek, z zagranicznej nauki, co wypisała czarno na białym, że człowiek jest dobry, sama dobroć, byle tylko dużo tych książek przeczytał — ten zaprzyjaźnił się z Doboszem. A Dobosz? Czemuż by nie? Czyż ma być mniej wielkoduszny niż jakieś książątko? Nie! Pokaże panu honor i zaufanie, jak tamten pokazał jemu. Zaprosili księcia na polowanie w góry, chociaż tamtejsze lasy zwały