i zapasznie wymaszczony łeb, odpowiedział lokaj, kwacząc uroczyście:
— Całe państwo węgierskie zebrane na zamku zaprasza i prosi jaśnie wielmożnego pana hetmana górskiego dzisiaj na bal — na jego cześć. Pan wojewoda jest chory, chce powiedzieć swą wolę ostatnią i chce na zawsze pojednać się z tobą, hetmanie. Przesyła kolasę i stroje rycerskie-balowe dla pana hetmana i pana pomocnika.
Stawiając kroki uroczyste podszedł pod drzwi, raz jeszcze skłonił się i podał Doboszowi duże, złocone puzdro. Dobosz otworzył tę bidę. W środku były stroje karmazynowe, delie, pasy, kołpaki, miękkie buty safianowe. Doboszowi spodobały się te stroje, ale zobaczył, że lokaj schylony nisko patrzy jakoś spode łba, uśmiechnięty uniżenie a chytrze. Rzucił mu zaraz puzderko:
— Masz to! My mamy swoje.
Lokaj nie sprzeciwiał się, chwycił puzderko i znów kłaniając się nisko wskazał ręką na czekającą w dole kolasę. Czekał.
O tym, by Dobosz lękał się choćby na chwilę, ani myśli nie miejcie. Był zaciekawiony: jeśli takim sposobem panowie chcą go chwytać, czy to za dawne porachunki, czy ze strachu przed biedakami i ich watażkiem, to warto im pokazać, co może naprawdę topór gromowy. A jeśli są honorowi, jeśli ten wojewoda wyciąga dłoń, to i tak ich warto zobaczyć. Korciło go pojechać na ten bal.
— No cóż, Iwanku, pokosztujemy grzeczności pańskiej?
— Jak chcesz watażku — odparł Iwanko. Nie okazywał ani niechęci ani ochoty.
Przebrali się tedy prędko, ubrali strojnie. Jasna rzecz, że nie w cacane i ciaćkane stroje pańskie, lecz swoje, mocne, grube, szerokie, junackie. Dobosz założył za pas swój starożytny ciężki topór, a oprócz tego przypasał do boku rapier. A kapelusz miał z takim piórem potężnym, co powiewał jak lisia kita.
Prędko zeszli w dół i już byli w karecie. Kolasa dudniła głucho i mknęła szybko. Coś za szybko wydawało się Doboszowi. Ale niech tam sobie! Wydawało się także Doboszowi, że prędko wjechali w okolicę jakby nieznaną. To może dlatego, że noc i że tak prędko mknie kolasa wojewody. Wjechali tak między wysokie góry.
Wtem daleko na górze zobaczyli niezliczone światła migające i wirujące. Pyta Dobosz lokaja:
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/295
Ta strona została skorygowana.