Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

Wstępując z Foką do mrocznego wnętrza trzeba przypomnieć, że połonińska koliba, a raczej staja, jest budynkiem prostokątnym w „klucze“ złożonym z bierwion, które niezupełnie szczelnie przylegają. To daje jej przewiew nieustanny i chociażby podczas słoty natłoczyło się czy to pasterzy czy mieszanników, czy wędrowców z płajów, gdzie milami i dniami nie znajdziesz ni chaty ni dachu, wiatr połoniński przewieje zaduchę i dym. Staja nie ma pieca ani okien, oświeca ją tylko watra, co płonie nieustannie na ubitej ziemi. A choć dym uchodzi sobie przez otwór w umyślnie podniesionym skrzydle dachu, tak go dużo i tak gęsty, że przeciska się także przez szpary między bierwionami. Patrząc z zewnątrz, cała staja dymi nieustannie, zewnątrz dymem otulona. W krótszym boku prostokąta znajduje się wejście, drzwi jednoskrzydłe wąskie a tak niskie, że jeśli ktoś wchodząc choć trochę hardo trzyma głowę, uderzy się o odrzwia tak, że zaraz spokornieje. Gdy się wejdzie, watra naprzód oślepi jasnością, potem dymem zawrze oczy i gdy oddalić się nieco, po kątach ciemno do cna i dymno.
Między watrą a stają jest takie współżycie, że gdy pasterze oddalą się, węgle ugaszonej watry zimują sobie pod dachem i żadna ulewa ni roztopy ich nie rozmyją. Na wiosnę wystarczy iskra lub węgielek z watry zwanej żywą, a po odgarnięciu popiołu stare węgle ożyją i rozgrzeją. Czasami z konieczności gasi się watrę nagle, zalewając wodą. I wówczas jak zawsze, gdy przemoc ludzka miesza żywioły, zasyczą one na siebie wzajemnie z wściekłością. Sparzona woda ulatnia się, a watra cichnie wśród syku. Ale nie myślcie, że to całkiem bezpiecznie. Bo najgorętsze węgle jałowcowe albo z kosodrzewu, choćby je zalano wodą tak zimną i pewną jak Doboszowa, wybłyskują nienawistnie, dają sobie znaki. Zawęszy to wiatr albo inny jaki duch, zacznie dąć i kusić, a węgle mogą się rozhuśtać, rozhulać i spalą staję. Przez to samo i watra przepadnie, bo bez dachu ulewy, śniegi i roztopy rozmieszą ją w błoto. Cierpliwość i gaszenie po dawnemu przez świadomego, pożyteczne dla watry samej, dla stai i przez to dla ludzi.
Gdy Foka wszedł do stai, światło słoneczne wtargnęło. Zobaczył na chwilę postać chudą, wyniosłą, o długich białych włosach, o spokojnych siwych oczach. Po czym Foka zamknął drzwi, zostali obaj w mroku, tylko zarysy postaci odcinały się w świetle, co sączyło się przez szpary. Maksym kończył rozmowę z watrą. Człowiek był widzialny, a z watry tylko węgle