Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/323

Ta strona została skorygowana.

gór, duma doboszowa rozchwieje się, zatrzepocze, puszczami w doły poleci. — — I wówczas wstanie wielki młody świat.
Więc wciąż na Czarnohorę pątnikują ludzie aż pod to Krzesło skalne. Wysłuchują wieści o Doboszu, a wciąż czekają, wyczekują. — — Ale to jeszcze nie przyszedł ten czas. Nie duma doboszowa grzmiąc leci ze skały. Nie kropelki dźwięków z fłojery cisowej od Doboszowego Krzesła trzepocząc się sieją. To wodospady Kiziej grzmią, lecą w puszczę. To fale dzwonią na skałach w pustkowiu.
Tak cieszą cię, bracie, te wody, koi ich granie, bo razem z nimi pracują, wysilają się inni pomocnicy serdeczni, piastunowie mocni: gromy, wiatry, Słoneczko święte. To młotem kują, to dłutkiem czarodziejskim cieniują pomniki Doboszowe. I cała Wierchowina — organem wielikańskim gra nieustannie sławę młodości Doboszowej.