może zbuntować?! Oho! Niechże tam, razem z nią, zmieniony w kamień, przesiaduje. Takie mu najlepsze pobratymstwo.
I tak by już było...
Ale, gdy zlodowacieje ten świat, gdy wiatr zimowy powieje od Czarnohory ku Babie Lodowej, rzeźbi wtedy szronem na młodych świerczkach, pod szczytem połoniny rosnących, delikatną sieć. Wydłuża postacie igiełek smerekowych w niewiarygodnie długie paliki i kolumienki szronu, w kwiaty lodowe, bodiaki kolczaste błyszczące, złocienie puszyste, długie powikłane powoje, wzorzyste różyczki, w misternie splątane siateczki, mieczyki, koronki i gwiazdy. Istne baśnie szronowe sam wiatr młodym smereczkom rozsnuwa, wyhaftowuje, cieniuje.
I tak samo wyszarpuje wiatr inną jeszcze tkaninę baśniową, tajemniczą na Babie Lodowej. Tka, snuje, czy chcesz, czy nie chcesz, opowieść: o junaczku złotowłosym, o śpiewaku i opryszku niewinnym, z wielkiego rodu Wasylukowych-Ponepaleków, ze słynnej osady Hołowy, który tam właśnie na Babie Lodowej kiedyś dawno przebywał.
Więc, choć może już zamarzał i nie dbając o owce, ze smutku kamienieć zaczął stary Andrijko, tuląc się do Popadii lodowej, jednak gdy powiał wiatr baśnionośny, zaczął się ruszać i nasz powiastun, jak jedna z tych jaszczurek pstrokatych, co wiosną na Babie Lodowej łażą. Potem rozsłuchał się, powieścią się ogrzał i ożył. Znów zakorciło go, by gadać. I przyniósł nam z krainy lodowej opowieść zimową, tę szronową baśń.
Teraz już do spraw gminnych nie mieszał się Andrijko, za skarbami się nie pętał, nikogo uszczęśliwić nie próbował. Tylko gadał. To nie szkodzi: niech sobie pobrechuje, ile chce.
Jednak ludzie nieraz urągają i powiastunom, przeklinają ich nawet. Kto wie, czy szczerze, czy też z jakiego żalu do życia. Być nawet za to, że ich durzą, że zakrywają im — jakby okrazkiem malowanym — złą dolę. Wymyślają (i to siarczyście) jeszcze i teraz także samemu Andrijkowi. Co prawda przedtem nim przyjdzie, nim zacznie opowiadać, a także nazajutrz po opowiadaniu. Tak już być musi.
Ale niech tylko gdzie zjawi się Andrijko: czy wieczorem na tołoce, czy po południu w niedzielę, czy przy zasnowinach chaty, czy też na połoninie, już wszyscy jednym głosem krzyczą, proszą, zanudzają: — Opowiadaj, Andrijku, słodki, wspa-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/329
Ta strona została skorygowana.