Tutaj jednak zmuszeni jesteśmy przynajmniej o rodzie Wasylukowym opowiedzieć. I to tylko najważniejszą rzecz; z czego się wziął, od kogo poszedł. Bo dlaczegóż powiadają, że to słonkowy, ognisty ród?
Był to najstarszy ród na całe Hołowy, a może i na góry całe.
Kiedyś, przed wiekami, przyszli tu Słowianie świętoruscy z daleka, od wschodu słońca. Uciekali przed Syrojidami, przed szarańczą tatarską, w ziemię zagórską, uhorską. Ratując słobodę świętą przed hańbą i niewolą, szła tak rodzina jakaś tym płajem, który i teraz uhorskim zowią. Wszyscy znużeni byli drogą, zbiedzeni uciekaniem i dolą tułaczą, ale śpieszyli się, radzi co prędzej przedrzeć się na bok zagórski. I wtedy córka tego rodu, młodziutka dzieweczka jasna, usnęła gdzieś przy płaju. Obudziwszy się w nocy, dzieweczka przeraziła się, a chcąc co prędzej podążyć za rodziną, zabłądziła w strasznych lasach, utonęła w puszczy bezdennej i bezbrzeżnej. Wołała, płakała, jęczała, rozrywała krtań od krzyku, aż zwierzyna leśna zlitowała się nad nią, żaden dziki zwierz jej nie tknął. Odjęło jej rozum, odjęło jej mowę, połknęło ją jak muszkę bezwolną czarne morze leśne. Pozbawiona sił — usnęła pośród bukowinek.
A gdy wypłynęło słoneczko od Pisanego Kamienia i wędrowało sobie swoim własnym płajem, tędy na Hołowy, ujrzało z góry, z wozu ognistego dziewczątko śpiące. Przeniknęło jej dolę. Uśmiechnęło się do niej łaskawie. Pocałunek zesłało swój, swe ziarno słonkowe. Cóż mu to? czy mu ubędzie? Ma tego nasienia złotego całe morze. I dalej popędziło swoje smokowe koniska, dalej pognało ucieszne i jasne.
Od kiedy zabrzemieniała dziewczyna słonkowym nasieniem, uleczona była od strachu i szału... Tu w bukowinkach osiadła, zbudowała sobie szałas, zwierzęta dzikie szły za nią, pomagały jej.
Z jasnowłosej dzieweczki i ze słoneczka poszedł ten ród.
Takie były Hołowy. Takie są.
Z takiej to osady gazdowskiej, z takiego rodu pochodził Dmytryk.
Już jako dziecko rwał się do świata. Takie to było bieluchne z delikatnym, różowym rumieńczykiem. Włosy miał białe,