Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/350

Ta strona została skorygowana.

Była tam wtedy, gdzieś poniżej szczytu, tam gdzie się schodzi ku połoninie Kamieniec, wielka chochłata jodła, powalona przez wicher. Nie darmo mówi się na taką jodłę — baszta.[1] Zapewne siedmiu ludzi nie objęłoby jej obwodu. Wyglądała istotnie, jak wielka wieża powalona i częściowo strzaskana. Była przy tym najeżona rosochatymi gałęziami i ramionami tak potężnymi, że same wyglądały jak wielkie drzewa. Padając, wyrwała swym ciężarem cały korzeń, a z tym wywrotem i wielkie bryły skalne. I utworzyła jaskinię. Zapuszczając się w tę jaskinię, Dmytryk odnalazł ciasny korytarz, prowadzący do prastarych podziemi zamkowych.
Nikt tam teraz nie ma dostępu. Jodła zgniła, spróchniała i rozsypała się bez śladu. Jaskinia zasypana, porosła trawą połonińską. Ale to pewne jest, że tam, w tym podziemiu, gazdował Dmytro.
Dopóki jeszcze nie było śniegu, Dmytryk jak mógł, uwijał się i przygotowywał do zimowania. Nie był przyzwyczajony do pracy, jednak robotę leśną znał jak każdy. Ścinał i ciosał na dole w lesie wielkie drzewa. Potem przynosił ociosane kłody aż na górę do jaskini. I tam, w tych lochach zapewne jakąś kolibę wybudował. Może taką niską ośmioboczną, stożkowatą, ze słupem w środku, jak bywają i teraz lasowe koliby. Także drzewa na opał naskładał sobie. Z płyt kamiennych zaś postawił „kahłę“, czyli kominek do wyprowadzania dymu.
W tym to czasie, zapewne, karna wyprawa ze Stanisławowa na wezwanie kuckiego mandatora wyruszyła w góry. Tak pieśń współczesna głosi:

Przyleciały z Stanisława dziwaczne ptaszęta

To konni żołnierze austriaccy w białych mundurach, z potwornymi czakami i wielkimi kitami na czakach posuwali się powoli w górę Czeremoszu; kiwając się na koniach, rozglądając się po lasach, zadzierając czasem głowę do góry, sprawiali wrażenie, że szukają opryszków i zbiegów wojskowych. Ale tyle tylko nawojowali, że powywracali w chatach, że babom i dziadom starym dali się we znaki. Tymczasem Dmytryk daleko na Babie Lodowej już przygotował swój zimowik.

Pierwszą zimę sam, samiutki tam przesiedział.

  1. W rzeczywistości słowo baszta oznacza bardzo stare drzewo, „pradrzewo“.