Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/354

Ta strona została skorygowana.

Hołowach nad bukowinką Szkindową, wśród dziewczątek i junaków. I zaśpiewa. I pójdzie po górach, rozszerzy, rozszumi się pieśń jak ogień. Rozpleni, jak nasienie wichrem zaniesione. To śmiać się, to płakać będą ludzie.
Ułożył wtedy Dmytryk znane smutne pieśni o kędziorach junackich:

Hej! już mosty sporządzone, nabite podłogi.
Tam kędziory nasze poszły — pankom popod nogi.

Śpiewał pieśń o dziewczynie, która na rynku miejskim zbierała do chustki ścięte kędziory junackie, w błocie rozsypane. A także szyderską pieśń o kuckich psiołupach, pieśń o wojewodzie Sztefanie i o tym, jak pan Dobosz umierał. W końcu śpiew o Hukach-potokach, podsłuchany od starego Czeremoszu.
Opowiadają także, że w owym czasie Dmytryk sanki smokowe „wymodował“. Widział on kiedyś w Kutach, jak dzieci ormiańskie puszczały w czasie wiatru smoka papierowego albo, jak się to mówi, orła. I pomyślał, że takie sanki latające, smokowe można by zrobić. Więc długo dumał, próbował; z płótna, którego dużo miał ze sobą, zrobił skrzydła, przytwierdził je do sanek i jeszcze w wiatraczki jakieś zaopatrzył. Gdy tak wszystko przygotował, wypatrywał którędy wiatr idzie. Zjeżdżał wtedy na sankach po stwardniałym śniegu ze stromego zbocza Kamieńca. I — śmiesznie to może powtórzyć — ale tak zapewniają ludzie, że Dmytryk na tych sankach unosił się w powietrzu, że latał. A kiedy wiatr był silny, zanosił go nawet w dół, na lasy. Wiatraki furkotały, sanie okręcały się w powietrzu, a Dmytryk lądował na wierzchołku jakiejś wysokiej smereki.
Takie to były zajęcia i zamiłowania Dmytra Wasylukowego, na którego głowę wyznaczona była cena przez mandatorów i gubernium.
Przed Bożym Narodzeniem gęste mgły tygodniami zalegały połoniny. I dnie i noce chociaż księżycowe, były szare i nieprzeniknione. Teraz bardziej jeszcze od wszystkiego odcięty był Dmytryk. Jodła i jej rozgałęzienia, potężne suchary, były oszronione, drzewa na dole, w lesie pokrywały się coraz gęstszym szronem. Powoli mgła zaczęła rzednąć i jakby zza przejrzystego muślinu przesiewało się światło błękitne. Na samo Boże Narodzenie mgły już rozbiły się na bezkreśną świecącą