Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/356

Ta strona została skorygowana.

Kołyski uświęcasz —
Lelio, Lelieczko — Słoneczko ojcowskie! Wasylukowe! Złotostrunne!

Gdy tak ojcowską modlitwę odmawiał, zobaczył siwe oczy ojcowskie, wspomniał głos swego lelia. Czyż woła doń teraz? A może sługi mandatorskie poniżają starca świetnego?
Znów do słoneczka ręce wyciągał i tak doń przemawiał gorąco:

Chodzisz w pancerzach złotych, w blachach mosiężnych i w zbrojach.
Stąpasz krokiem straszliwym.
Skrzydła krzyżowe rozpinasz. Albo — końmi rwiesz smogowymi. Twoja wola!
Kusze na pół nieba naciągasz. Miotasz strzały ogniste!
Chorość spalasz, depcesz duchy nieczyste.
Słoneczko, gospodynie junacki! Święty, krzepki, a bezśmiertny.
Zadzwoń pancerzem! Zbudź groźne struny gromowe! Strąć jedną strzałę Bożą słonkową! Choć iskrę z kopyt smokowych!
Uderz nią! Poraź oprawców ród! Złodziejskie szczury norowe! Plemię ciemności na cudze ziarno łakome!
Usłysz mój głos! Jak muszki śpiewankę, brzęczenie bożej krówki.
Daruj twym dzieciom nieświadomym, dzieciom nierozumnym ale wiernym. — Twym dzieciom słonkowym!
Poucz nas słoneczko! Mądrości świętej dolej!
I wróć Słobodę starą.
Lelio! Słoneczko.

Tak witał w dzień Bożego Narodzenia Dmytryk Boże Dziecię słonkowe. I taką miał kolędę w zimowiku na Babie Lodowej, gdy po wsiach grały trembity i skrzypki, a ludzie bawili się hucznie i pląsali wesoło, podnosząc topory w tańcu.

Ot tak ten powiastun łysy Andrijko z Ropy-Uroczyska (może i na utrapienie ludzkie) o tej samotności Dmytrowej nam naględził, że i kat kucki nie rozsądziłby, co tu naplątał powiastun, a co Dmytryk sam mówił i myślał. Ale choć sądy pańskie chwalą się, że wszystko wiedzą, to zdaje się, że gdyby