Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/367

Ta strona została skorygowana.

samo trembitanie z połoniny już zdolen był cały naród w watahę swoją przemienić. Inaczej też było, gdy ściągali wiosną na szczyty, w umówione miejsce, starzy bojowcy, doświadczeni opryszkowie.
Inaczej znów teraz, w czasy Wasylukowe, gdy rozprószeni, poukrywani i zbiedzeni młodociani zbiegowie, jak wylęknione gołębie, co rozprysły się ze stadka rozbitego przez sokoły, powoli wynurzali się ze swych nor i odszukiwali się po lasach i połoninach. W owe już czasy nie tylko w bliższych osiedlom górach, ale i na Wierchowinie pustynnej zimowało, ukrywało się wielu zbiegów, uciekinierów i przybłędów, chociaż mało było tam jeszcze kolib i gospodarstwa połonińskiego. Ale za to było gdzie się chować tam w tych obszarach, więc nieraz jeden o drugim nie wiedział, bo i dymy z watry umyślnie ukrytymi kahłami do dworów wypuszczali. A teraz z wiosną niejeden z dołów zemknął, niejeden ze schowków bliższych wsiom tutaj się schował.
Na wiosnę po szczytach zaczynały się ukazywać wysokie dymy jako znaki i sygnały junackie. Porozumiawszy się tak z połoniny na połoninę dymem watry, młodziaki zaczynali się dopiero odszukiwać. Niejeden był zupełnie bez broni, niejeden zaś wygłodniały lub nawet schorowany, że ledwie wlókł nogi. Niejeden żywił się całą zimę kuleszą bez soli, albo żył mięsem z ubitej zwierzyny. Mało który był dobrze lub chociażby nawet tylko ciepło ubrany. Bo choć i miał w chacie dostatek ubrań, nie było czasu chwycić ze sobą, albo stracił głowę zmykając i nic ciepłego nie zabrał. W czarnych zasmolonych koszulach, ze skudłanymi włosami, na twarzy osmoleni, na nogach mieli jakieś sczerniałe szmaty zamiast kapczurów, postoły powykręcane i poprzepalane od suszenia przy watrze. A woleli tak biedować, niż dać się zasznurować w kamasze wojskowe lub w kajdanach hodować sobą wszy więzienne.[1]

Schodzili się powoli, ostrożnie, wyglądając zza gęstwiny ko-

  1. Masowa ucieczka z wojska, samobójstwa, wypadki śmierci z powodu nostalgii i suchot przybierały w czasie służby wojskowej tak wielkie rozmiary, że rząd austriacki później czuł się zmuszony zaprzestać na czas jakiś poborów rekruta na Wierchowinie (por. Ludwik Grzymała Jabłonowski Złote czasy i wywczasy. Także K. W. Wójcicki — Nadprucie, artykuł w „Kwartalniku Naukowym“, Kraków 1835, i Stare gawędy i obrazy, Warszawa 1840. Porównaj także Wincenty Pol Północny Wschód Europy).