Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/371

Ta strona została skorygowana.

i usta tak złożone, że zęby wciąż było widać. Wyglądało, że ciągle się z kogoś wyśmiewa. Gdy kto inny mówił, spoglądał nań z ukosa, mrużąc oczy, jakby już nikt w świecie, prócz niego, nie umiał nic powiedzieć do rzeczy. Czuprej uciekając z wojska, zbuntował żołnierzy w szpitalu i w krótkim czasie popełnił kilka zabójstw. Wszystkie urzędy szukały go, nałożono kilka nagród na jego głowę, a może nawet nie wiedziano na pewno, czy to ten sam. Zakrawał trochę na watażka, ale był jakiś za głośny. Widać to z uciechy, że dostał się w góry, tak ciągle hałasował i pyskował.
Obok niego siedział, trzymając w ręku fłojerę, piękny i spokojny młodzian gazdowski. Wysoki, szczupły, nieco wątły, ale bardzo zgrabny, ze ściągłą twarzą i siwymi oczyma. Był to Kudil. Czuprynę miał strzyżoną po wojskowemu. Ten tylko jeden ze wszystkich był ubrany czysto. Miał na sobie pod barwnym kożuchem czerwony kaftan zapinany na pętle i guziki błyszczące, czerwone spodnie i wysoki pas skórzany. Ręce miał delikatne, widać, że muzykant. Słuchał cały czas uważnie, co mówiono, jak gdyby się zgadzał. Gdy tak siedział nieruchomy jakby rozmarzony, mogłoby się wydawać, że jest powolny. Tymczasem wiadomo było powszechnie, że oprócz Dmytra Wasylukowego nie było chyba biegacza ponad Kudila. Wiele jest przedziwnych wieści o jego myślistwie i strzelectwie. Polował raz na dzika z toporem. Pierwsze uderzenie chybiło, gdyż dzik ranny już z pistoletu, wypędzony przez naganiaczy z góry do jaru, gdzie czekał Kudil, powalił go w rozpędzie ciężarem swojego ciała. Lecz Kudil zerwał się zaraz. Lecąc i skacząc w dół przepaścistym jarem, dogonił dzika i położył go, roztrzaskując mu głowę toporem. Innym razem oparty o drzewo obronił się całemu stadu wilków, zabijając bardą leśną jednego po drugim. I teraz z zasadzki dogonił jelenia, co wyszedł paść się na połoninę, ubił go, z braku innej broni — maczugą, sprawiając ucztę towarzyszom.
Kiedy przerywano rozmowę i opowiadania, Kudil przygrywał sobie po trochę na fłojerze. Próbował tonów i melodii, a potem już grał na dobre. Wszyscy słuchali mimo woli. Słodkie i tęskne dźwięki wydobywał Kudil z fłojery. Umiał dobrze grać starą nutę doboszową, posępną i lekką zarazem. „Nie woda to lodowa grzmi, lecąc ze skały“.
Gdy tak bezładnie to gadali, to znów przycichali, wykrzyknął Czuprej: — Wiecie co wam powiem? Panowie junacy! Niech każdy opowiada, co mu się przydarzyło, jak uciekał,