mundury rozpinać. A my tymczasem już na drugiej stronie. Leciałem dalej i krzyczałem strasznie, sam nie wiem co i nie wiem po co. Za mną kilku naszych chłopców. A kto nas zobaczył z cywilów, uciekał i gwałtował, że to opryszki lecą i mordują.
Potem nas jeszcze raz nad rzeką dognali konni dragoni. Ale palnąłem jednego z karabinu i już byłem za rzeką w lesie. Ogarnęła nas zielona bukowinka.
I po drodze, tu na Jasionowie, też napaść miałem. To już tak żgnąłem dwu puszkarów bajonetem, że innym odechciało się strzelania.
Pewno z pięcioro tego paskudztwa ubiłem, zanim tutaj się znalazłem.
I byłoby jak w raju świętym, na tej połoninie, gdyby nie ten brzuch, ten kaluch świński. Ciągle by tylko żarł. Te parę dni ostatnich toto ssał mnie i męczył. Ale niech się zapadnie, kaluchata wiara jego! Lepiej tu korzenie wysysać i korę obgryzać, lepiej zdechnąć, niż tam kiełbasę smakować i miodem popijać. Bo to właśnie jest ich pańskie prawo kaluchate. Za to, że ci ochłap rzucą jak psu, już cię i w okowy zakują. Ale nasze prawo jest inne. I dlatego będziemy ich pędzić, gnać, a siebie, jak nie ma czym, żywić lasem. Bo to dopiero początek polowania. My ich, bratczyki, wykurzymy jak szerszenie, wytrzebimy, wyparzymy jak robactwo.
No, a teraz gadajcie wy, czy który tak umie polować? Hahaha! — śmiał się, rechotał Czuprej.
Junacy z zajęciem rozważali po cichu opowiadanie Czuprejowe.
— Kudilu, ty? — mówił dalej Czuprej. — Tyś do polowań najpierwszy. Ale czy z tą zwierzyną umiesz się obchodzić? Opowiadaj nam teraz, Kudilu. —
Kudil milczał przez chwilę, potem patrząc na watrę, skrzywił się lekko. Powiedział:
— Alboż to ciekawa zwierzyna? — i dodał:
— Co tu dużo opowiadać. Jak mi się tam nie spodobało, to uciekłem. I już tak było. —
Skończył Kudil i znów próbował fłojery.
Za to Łyzun miał ochotę opowiadać. Łyzun był pogodny, otwarty i wesoły. Mówił żartobliwie, lekko i z beztroską. Lubił się śmiać, lubił, gdy inni się śmiali. Podczas jego opowiadania śmiali się junacy, aż echo hukało daleko po żerepach.
— Nie ubiłem ja nikogo — mówił Łyzun. — Nie wiedzia-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/375
Ta strona została skorygowana.