niedźwiedź tak go przypierał, że Kudil zmuszony do ucieczki, to pędził przed siebie, to, obracając się twarzą ku niedźwiedziowi, skakał wstecz. Co tylko zdołał się cofnąć, to niedźwiedź chociaż krwawił silnie, jednym potężnym susem już był koło niego. Tak Kudil, zmuszony uderzyć maczugą, wymierzył cios bez dobrego rozmachu. A że, widać, niedźwiedź był poczynacz nielada, jakby człowiek, umknął ciosu potężnej maczugi. Uderzyła w próżnię, wyrwała się z rąk Kudilowych maczuga ciężka. Potoczyła się kędyś w dół, kopcami. A niedźwiedź w jednej chwili dopadł rozbrojonego przeciwnika — człowieka.
Wtedy to wyrósł przed nim Wasyluk Dmytro, wykrzykując i urągając.
— Takiś ty? Tyś nie wujko połoniński. Tyś knur pohany, mandator zdradliwy. Mnieś wiosną serce urzekł, a chrzczonych ludzi jak ścierwa chcesz rozdzierać? Ustąp stąd! Bo sobacza dola ci nakarbowana. —
Odrzucił guglę Wasyluk i stanął nagi z rozwianymi włosami, tak blisko niedźwiedzia, że prosto w pysk mu obelgi ciskał, smagając guglą. Zamarło wszystko. Nikt się nie ruszył. I niedźwiedź na chwilę przystanął. Może to nie słowa go wstrzymały. Może sobie przypomniał swą znajomość wiosenną z Dmytrem. Może też wtedy już Dmytro czary swe pokazał. A może i niedźwiedź, wojak puszczowy, także miał obyczaj junacki, nie walczył z takim, co nie szedł nań z bronią. Zdawało się, że walka przerwana, że wszyscy rozmyślili się, by nie walczyć z mocarzem, że i on się opamiętał. Ale Kudil już poleciał za maczugą, podniósł ją i oglądał. To podrażniło starca niedźwiedziego, bo omijając Dmytra, znów skoczył z mściwym stękaniem ku Kudilowi, który uciekał miarowo, chcąc znaleźć stosowne miejsce do uderzenia maczugą. I wtedy znów dogonił niedźwiedzia i zastąpił mu drogę Wasyluk. Lecz niedźwiedź już opętany walką, otworzył paszczę i stając powoli na tylne nogi, ryczał tuż nad głową Dmytra. Dmytro przyskoczył doń błyskawicznie, zatkał mu paszczę grubą, włochatą guglą, w kłębek zwiniętą, wpychając ją coraz głębiej. Rzężąc i dusząc się, niedźwiedź już obejmował Dmytra łapami, gdy stary Klam, nie gorszy od niedźwiedzia wojownik, przyskoczył z długim nożem, wykrzykując obraźliwie, zwracając tym na siebie wściekłość bojową kudłacza. A wtem niespodzianie zjawił się obudzony z omdlenia Czuprej i celnym pchnięciem bagnetu w samo serce ugodził niedźwiedzia. Padł wiekowy
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/381
Ta strona została skorygowana.