Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/382

Ta strona została skorygowana.

gazda Wierchowiny puszczowej, waląc z nóg Dmytra i wyrzygując skrwawioną guglę weselną. Już padali, gdy Kudil wycelował swą maczugą i uderzając nią jak wytrawny rębacz, pobijający doubnią bardę leśną, czaszkę niedźwiedziowi roztrzaskał. Jeszcze inni towarzysze, zachęceni okrzykami Klama, rzucili się z toporami, ale niedźwiedź już nie żył.
Teraz dopiero zobaczyli, co to był za chłopczyna i skąd się tu wziął. Oto matka Dmytryka po powrocie do chaty, odczytawszy znaki, posłała ku Babie Lodowej siostrzeńca Graka-Januszewskiego, chłopaka może szesnastoletniego, z dwoma końmi obładowanymi żywnością, ubraniem i prochem.
Młody Grak, szukając Dmytra, kręcił się z końmi i myszkował po Babie Lodowej. Wtedy stary niedźwiedzisko wypatrzył go, podsunął się bliżej i rzucił się na jednego z koni. Powalił konia, z miejsca rdzeń mu złamał i wlókł go w dół ku lasowi. Grak miał jakiś pistolecik i z początku nawet dość śmiało przyskoczył z nim do niedźwiedzia. Nie dość, że przyplątał się ten chłopczyna hołowski z dwoma wypasionymi babskimi szłapakami w dziedzinę staroniedźwiedzią, lecz jeszcze stawiał się do sędziwego mocarza ze swym pistolątkiem, jakby miał przed sobą jakiego niedźwiedziego młodziaka, burzannika, co po zaroślach się włóczy, słodkich jagód i kwasków smacznych szukając, miną mrukliwą niedźwiedzia udaje. Przeto nim zdążył zmierzyć chłopczyna Grak, surowy kudłaty samotnik (któremu żaden zwierz, żaden niedźwiedź nawet nie śmiał pokazać się na oczy) puścił się ku chłopcu. Obyczajem niedźwiedzim prychnął nań oddechem potężnym. A już od razu Grakowi wypadł pistolet z rąk. Stary wędrowiec puszczowy dobrze obeznany i z rodami ludzkimi, zmiarkował od razu, z kim ma sprawę. Strasząc wyrostka rykiem, gonił go daleko, aby pozostawił zasłużony łup, aby mu się odechciało zabawy pistolątkiem i zaczepki z władcą. Nie wiedział jednak nic o Czupreju, nie wiedział o nowym towarzystwie, które dopiero co zebrało się i w swą moc wzięło Wierchowinę pustynną.
Hucznie witali teraz junacy młodego Graka, a on sam jeden tylko trochę dygotał, to płakał z przerażenia, to śmiał się z podniecenia. Potem stojąc wszyscy kręgiem koło zabitego niedźwiedzia, niemało dziwowali się jego ogromowi i potężnej budowie. W końcu zdjęli skórę niedźwiedzią, wycięli serce, a także zdatne do jedzenia części mięsa niedźwiedziego, złapali ocalonego konia, przeładowali resztę zapasów