Posłał potem Dmytryk junaków swych na cztery strony świata: jednych na Czarnohorę, drugich na Kamień Pisany, innych aż ku Kosmaczowi i hen ku Rokiecie, aby pozapalali na każdej górze po trzy watry. A kto z daleka, czy to z podgórza, czy z podola, z węgierskiej, czy z wołoskiej strony trzy wielkie słupy dymu zobaczył, wiedział już, że to prastarym zwyczajem nowy rój junacki się zbiera, nowe towarzystwo zwołuje pobratymów i ochotników na szczyty, wzywa do walki. Znów wykradali się zewsząd młodziaki. I tacy, co nie mogli przywyknąć do pańszczyzny i różni nieszczęśliwcy, nad którymi kołysała się szubienica lub zawisł harap, uciekali też z koszar żołnierze, którzy wytrzymali tam aż do wiosny, szukali schronienia wykolejeńcy z różnych stanów.
Tej wiosny pamiętnej, kiedy, śpiewak Wasyluk zebrał towarzystwo, dała się znów nagle odczuć działalność opryszków. Zewsząd, ze wszystkich urzędów, najwięcej z zarządu kas cesarskich, rozległy się alarmy.
Dzieje napadu Dmytrowych watah nie są znane dokładnie i dokumentarnie, bo akta kuckie gdzieś zaginęły, i dotąd ich nie odnaleziono. Może są w Czerniowcach, może aż w Wiedniu. Ale niedużo więcej pewności można by nabrać z tych aktów, a może jeszcze mniej niż z tego, co Andrijko przekazał. Bo nie było jeszcze junaków tak honornych, o takiej hardości jak owe Huki Wasylukowe. Choć ich nawet łowiono kilkakrotnie, choć męczono ich po katowniach wyszukanymi torturami, choć niejeden swą zuchwałość życiem lub kalectwem przypłacił, żaden z nich ani nie pisnął o napadach, o towarzyszach, ani o schowkach. Ba, nieraz nawet zamiast swego imienia i nazwiska, inne jakieś przybrane lub zmyślone podawał. Wszyscy to zgodnie stwierdzają. Cóż więc ciekawego może być w tych aktach? Chybaby jaki taki gryzipiórka zasmakował w tym i zadał sobie ten trud obliczyć, ile pieniędzy zagrabiło Wasylukowe towarzystwo. Wiadomo to bowiem wszystkim, iż Dmytryk w ciągu pięciu lat wielkie miliony guldenów cesarskich zdobył. Wiadomo też, że gdzie stąpił, wszędzie zyskiwał sobie pobratymów i przyjaciół, nawet pośród panów, że nie miał wrogów oprócz mandatorów i urzędników. Bo tak w głowinie swojej niegłupiej obmyślił, że nigdy nikomu krzywdy nie zrobił, że nigdy nie pozwolił na nikogo napadać, tylko na kasy cesarskie. A także i to, że nigdy żadne-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/384
Ta strona została skorygowana.
BRACTWO ŚPIEWACKIE