Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/389

Ta strona została skorygowana.

Później zaśpiewał im tam Dmytro nową pieśń o starej słobodzie. Zapomnieli o bankach, setkach, papierach i wymysłach pańskich. Śpiewali. Z nim razem radowali się pieśnią, towarzystwem i samą słobodą junacką.
Dopóki robili napady i wypady, dopóki wędrowali junacy, było im wesoło i rześko na duszy. Lecz, kiedy zbyt długo siedzieli w połoninach, zawsze warty ustawiając, wciąż na baczności się mając przed pogonią, robiło im się wtedy ciasno. Niespokojnie, tęskno, niesłobodnie. Cóż dopiero w porze zimowej. Ale cóż mieli robić? Gdzie podziać się na świecie? Nieraz wtedy dochodziły ich ze wsi wieści niewesołe, męczące, nudne. Prawie już otworem osiedla stały dla mandatorów i puszkarów. Pańszczyzna wciskała się powoli i gramoliła czarnym ptachem na barki rodów junackich, jak choroba nieprzeczuwana, co chyłkiem olbrzyma dopadnie.
Teraz jeszcze lepiej zobaczył Dmytryk, jak to każdy pies parszywy, wierzchem jeździ na słobodzie, jak to żadna świnia nawet do swego świńskiego korytka przypuścić nie chce tej sieroty, nie da jej żyru świńskiego pochłeptać. Chodzi ona słobodoczka, nypie puszczami, marznie i obdarta — gołym tyłkiem łyska. Czeka, aż ci młodziaki oberwani nad nią się zlitują. Ale jak ją ratować? Jak wrócić jej moc dawną? Tak śpiewał, tak myślał.
Jeśli niezdolni wypędzić wojska cesarskie, ani drogi im tu zatarasować, to czy przynajmniej znajdą tyle siły, by pieśń słobodna przetrzymała, jak to ziarno pod śniegiem do wiosny.
A do czegóż te skarby?
O tym właśnie Andrijko tak znów opowiada.
Przerywa opowieść, w zadumie głowę pochyla, może i kręci coś, czy zakręca którędyś, ale jakoś robi się sumno.
— Skarby! Ha, takież to one. Więcej ci świata nie otworzą, niż twemu sercu jest odsłonione. Innej doli nie nakarbują, niż ta, co głęboko w kościach twoich, w twego rodu kościach, pismem światowym wyryta. Siły wielikańskiej nie użyczą. Buntu nie rozpalą. Skarby? Może i szkoda, że się to tak nazywa? Cóż z tego, że mieli te jakieś miliony junacy?
I to czy złote takie, co w oczy niejednemu czerwienią zaświecą, a już go opętają, czy też nawet papierowe takie lekkie, że można zajść z nimi na koniec świata. Kiedy nie tego im było potrzeba! Zamiast odzyskać słobodę, siedzieli znów uwięzieni w puszczach, osaczeni przez puszkarów, przez woj-