Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/394

Ta strona została skorygowana.

prawo nowe, nowa nauka. Tam w skale sokolskiej, w jaskini żył przed laty biedak, pustelnik żydowski, człowiek dobrego imienia, tajemnego imienia, co się zwie Baal-Szem w mowie świętej. Miał on taką łaskę od Boga, że co dzień ze słoneczkiem się naradzał. Na święto zaś stamtąd z góry, z tej skały sokolskiej lasy zwoływał na modlitwę do wielkiej bożnicy podniebiesnej. I sam prowadził modły. A wszystkie drzewa puszczowe powtarzały je za nim i głosiły. Z samej wielkiej księgi światowej jeden list za drugim obracał i co dnia odczytywał. Taka to była nauka jego, dla wszystkich stworzeń żywych objawiona: że grzech największy — to smutek i szerzenie smutku, a najsławniejsza chwalba boża — to radość święta, pogoda serca, pieśń i sianie radości. Młody pobratymko żydowski właśnie przyszedł tu w góry szukać śladów i tchnienia świętego człowieka, przyszedł też, aby tu szyby wstawiać, by ludzi leczyć, opowiadać o nowej nauce, kto zechce słuchać. A najwięcej — żyć z tym światem wielkim, radość ssać zeń, jak dziecina z piersi matczynej.
Zawsze tak myślał i Dmytryk, że zgryzota obraża słoneczko święte, że i on sam już tym grzechem się splamił, odskoczył od słoneczka na dno piekielne, gdy pierwszej wiosny durijka sumna czarną płachtą głowę mu nakryła. A to nowe prawo czyliż nie jest to stara słoboda, — prawda starowieku?
Wspomniał tedy Dmytryk i opowiadał chłopcu żydowskiemu, jak ongiś pośród nocy godowych wiosny cały świat doń przemawiał, aby stał się pustelnikiem.
I czemuż nie doczekał się, aż samo granie światowe tak ciche, jak struna komarowej muzyczki, zawezwie go i powoła? Czemuż nie dotrzymał tam, aż światowe pismo w błyskotnych zakrętach wód samo się zacznie układać?
Kiedy ten stary niedźwiedź zjawił się wiosną na połoninie, zrozumiał Dmytro, jak samotny jest człowiek. Strasznym brzemieniem ta samotność go zdławiła. Wydźwigniony z dna smutku i żałości przez grom święty, naznaczony tajemnie, zebrał towarzystwo junackie, to śpiewackie bractwo, aby starej dumy rodowej nie dać w jarzmo niewoli, aby starą słobodę rozsiać pieśnią między ludźmi.
Pierwszy to raz w życiu tak porozmawiał sobie Dmytryk. Gdybyż teraz tak mógł razem z tym pobratymkiem żydowskim przebywać! Jak on żyć z tym światem wielkim. Ucho i usta do ziemi przykładać. Słuchać serca wód. Słuchać szeptów traw i kwiatów wszelkich. Chłonąć słonkową naukę. I czegóż mu