aby popłynąć całym towarzystwem i to uzbrojonym jak należy, trzeba było sporo wody uzbierać. Budowali zatem wielką tamę, a także wiązali i stroili daraby osobliwe, korabie-straszydła, tak jak Dmytro nakazał. Nikt jeszcze nie wiedział dobrze, co z tego będzie, Dmytro nikomu nie pozwolił oddalać się z Łostunu. Dzień i noc utrzymywali warty z bronią gotową do strzału. Bo jak las lasem, nie było tam jeszcze takiego gwaru. Daleko tętniło stukanie siekier, rypiący skrzyp i grzmot padających drzew. Zdumione puszcze odhukiwały, podwajały, zwielokrotniały każdy stukot, rozsiewały w dal te posiekane odgłosy. Gdyby tam ktoś obcy zabrnął wtedy nieszczęsnym trafem, pomyślałby może, że widocznie cały ród leśnych czortów łażąc pomiędzy ludźmi napytał sobie jakiejś biedy, nabawił się wścieklizny, a może oszalał i tak zbuntował się przeciw starszyznie czortowej.
Stanęła wreszcie hać potężna, zapora wodna jak twierdza z drzewa. Gotowe także były trzy daraby, a na nich korabie cudaczne na postać dziwotworów puszczowych. Napełnili je każdy z osobna, jakby komorę sprzętem wojennym. Na jednym umieścili żywność i pozawijane w ramaty pęki łuczywa siarkowego, słynne, wielikańskie zapałki wynalezione przez opryszków. Na drugim korabiu ułożone były stosy kosodrzewiu i chwoi jałowcowej sporo, by w każdej chwili watrę rozpalić. Były tam także długie berbeniczki próżne i czerpaki do wody. Na trzecim korabiu zgromadzono broń zapasową, dużo bardek, strzelby, beczułki z prochem i kule ołowiane.
Lecz nikt nie wiedział, kiedy wyruszą. O świcie na samego Kupała wynurzył się Dmytro z mgieł, co zakrywają wciąż młaki łostuńskie. Strzelił z pistoletu i zaraz Kudil zagrał hukową pieśń. To był znak umówiony. Wszyscy pośpiesznie siedli na korabie. Na pierwszym korabiu, czerwonym smoku białoskrzydłym, kiermanił Czuprej. Na drugim skórami obitym, który wyobrażał postać kudłatego niedźwiedzia, najmłodszy ze wszystkich, Martysz, a trzecim, ustrojonym na kształt strasznego knura puszczowego, kierował sam Dmytro. Gdy spuszczono daraby, gdy woda z podniesionej zastawy zagrzmiała tak, aż brzegi zadrżały, a Czuprej ukryty w darabie smokowej ruszył wiosłem, wszyscy junacy odpowiedzieli wodzie pieśnią hukową z pełnej piersi. Za smokiem pomknął korab niedźwiedź, potwór nieruchawy, aż dziw brał, że tak chyżo mknął po falach. Nieco dalej w odstępie sunął czarny ponury knoroz.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/401
Ta strona została skorygowana.