Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/403

Ta strona została skorygowana.

rów, których zdołali pojmać, rozbierali i gdzieś tam na zakręcie Rzeki rzucali do wody. Płynęli dalej do Krzyworówni.
We dworze w Krzyworówni stała niemała załoga. Sami panowie właśnie niedawno przybyli licznie, wszyscy ze strzelbami, całą karawaną konną, z orszakiem uzbrojonych hajduków, sług i psów myśliwskich, przedarli się przez puszcze i przez przełęcz Bukowca. Zjechali tam na lato i na jesień, aby używać kąpieli i polować.
Były tam obok furdygi dwie armatki, co łatwo szkodę by przynieść mogły darabom, drewnianym korabiom. Ale już od dawna nieprzerwany rozejm trwał między Dmytrem a panami. Podobnie jak w puszczy, dwa gatunki drapieżne, jednakowo silne, rzadko kiedy wchodzą sobie w drogę. Czuprej jednak skoczył na wierch daraby smokowej i czy to z żartu, a raczej dla przechwałki i szyderstwa kłaniał się nisko dworowi i furdydze. Ale dwór był cichy, ani jeden strzał nie padł stamtąd, żaden odgłos nie doleciał. Młody pan tak nakazał, a sam ciekawie spoglądał z wieży przez szkła. Zaś jego siostrzeniec kilkoletni Wojciech, pradziad naszego pokolenia, wysuwając język z nadmiaru ciekawości wdrapał się do okienka wieży i oglądał potwory tańczące na falach błękitno-srebrnych. Wówczas to zobaczył czupryniastego olbrzyma, jak stał wśród skrzydeł na grzbiecie smoka, postać tę, jak sam opowiadał, zuchwałą, ale miłą. Panowie wiedzieli zresztą, że Dmytro Wasyluk i tym razem coś nowego wymyślił przeciw Państwu i przeciw mandatorii, a nie przeciw nim. Cieszyli się po cichu. W milczeniu też spoglądali przez okienka grażd i wież strażniczych hajduki pańscy. I kto wie, czy niejeden z nich nie pozazdrościł opryszkom takiego hulania. Tak przepłynęły daraby junackie nie napastując dworu, same nie napastowane.
Zatrzymali się dopiero w Jasienowie, u podnóża połoniny Pisany Kamień, pod skałą nazwaną w nowsze czasy Fokową. Tam to, niedaleko Szumejowej zagrody, odbywały się nieraz opryszkowskie tołoki i śpiewania, tam znano dobrze i nieraz wyglądano Dmytra. Tam zamierzali poczekać na nową wodę, którą miał spuścić z Popadyńca stary Toman ze swoimi chłopcami. Tomaniuki i ich towarzystwo chadzali swymi drogami, całkiem odrębnymi niż Dmytro, ale teraz połączyli się zgodnie dla wypędzenia napastników i dla zniszczenia mandatorii.
W Jasienowie chcieli też Wasylukowi junacy zachęcić do buntu cały naród jasienowski, tak niemal hardy jak hołowski.