Czuprej zwoływał ludzi trembitą. Dmytro z Kudilem wysiedli na brzeg, a reszta towarzyszy została na darabach. Zbiegali się zewsząd ludzie i zbierali koło kaplicy na płaju pod skałą. Gdy Dmytro Wasyluk stojąc na skale dał znak muzykantom, zebrani Jasienowcy, tak skłonni zresztą do kpin, żartów i figlów, odkryli głowy. Czekali w milczeniu. Wtedy wśród ciszy ozwała się naprzód fłojera Kudilowa, tak smętna i lekka jak sen motyli o słobodzie, motylim skrzydłem duszę muskająca. Potem zadźwięczały cymbały, jedne, drugie, trzecie. Dotąd ich nikt nie znał, tym bardziej dziwiły, czarowały. I Dmytro zaśpiewał swoją pieśń o słobodzie.
Oj, słobodo rodzona,
Słonkowa udała,
Była niegdyś z ciebie
Bogu-ludziom chwała.
Błądzi ta dziecina
Nad berda-urwiska,
Marznie i obdarta
Gołym tyłkiem łyska.
I któż się zlituje
Nad kniahinią sławną?
I jak ją ratować,
Jak wrócić moc dawną?
Wtedy to także Czuprej wskoczył na skałę, stanął obok Dmytra i swoim zwyczajem przechwalać się zaczął. Wykrzykiwał, aż lasy z drugiej strony Rzeki odhukiwały:
— Słuchajcie mnie. Jasienowcy, rodzie junacki z pierwowieku! Zapamiętajcie to święto Kupały. Od dziś ani jedna wesz puszkarska w górach się nie uchowa. Ani jeden smrodek mandatorski tu nie doleci nawet do psiego nosa. Zdepczcie to robactwo! Bo my tu wszyscy razem nie takich jeszcze dzieł dokonamy. Pozakładamy góry jedna na drugą, pozacinamy lasy, wodami zalejem doliny i płaje! Choćby zbierały się Bóg wie jakie wojska cesarskie, nie zostawimy im przejścia ani wyjścia. A potem także panów przypieczemy. Albo niech tu znów słobodę zaprowadzą, niech razem z nami przeciw miastom staną, albo niech idą w Czeremoszu panowania kosztować.
Gdy tak wykrzykiwał Czuprej, zaszumiały z daleka fale spuszczone spod szczytów z zastawy Tomanowej. Mocniej, buntowniej niż Czuprej, sam Czeremosz, sam huk wezbranych wód przemówił do Jasienowców. Gdy zobaczono zbliżającą się darabę, kierowaną przez czarnego i śniadego Tomana, jednym