Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/416

Ta strona została skorygowana.

kazali wysiadać żołnierzom na cesarski brzeg. Pożegnali się bez żadnej złości. Życzyli sobie szczęścia na drogę. Wojną wojowali, ale z uzbrojonymi. Rozbrojonych bez krzywdy odwieźli tu i odstawili. Może sobie pan cesarz z nimi robić, co zechce. Pokazali cesarzowi swój honor junacki. Niech już da raz spokój z mandatoriami!
Po odpłynięciu daraby pan Oświęcimski pospieszył z całym swym towarzystwem ku mandatorii na pomoc Dmytrowi. Na brzegu zostawił kilku ludzi, by pilnowali korabi i broni.
W tym czasie, gdy na brzegu jeszcze walczono, Dmytro zbudził i wyciągnął z łóżka samego pana Paschalisa Jakobenca — „wójta nacji ormiańskiej“, aby mu pokazał, gdzie są jakie urzędy cesarskie, wejścia i klucze. Poszli naprzód do sztajeramtu, wszystkie książki sztajeramckie poskładali na stos, i Klam tym podpalił sztajeramt. Pieniądze w kasach były papierowe. Dmytro nie licząc ich, garściami do besahów narzucał, ale Jakobencowi dał sporo za fatygę. Jakobenc nie sprzeciwiał się.
Za porządkiem podpalili resztę budynków urzędowych. Jeszcze tylko mandatoria była nienaruszona, i tam były resztki kuckich sił wojennych. Mur, okalający obszerne podwórze mandatorii, z jednej strony graniczył z ulicą, idącą ku brzegowi, z drugiej zaś były ogrody i sady. Zebrani tam na podwórcu za murem kręcili się puszkary niespokojnie. Czasem strzelali na ulicę, czasem zaś wyzierali przez mur.
Gdy strzały na brzegu ucichły, gdy się najmniej spodziewali, nagle Dmytro jednym skokiem znalazł się na murze od strony ulicy. A zapalając dwie pochodnie siarkowe, stał tak wysoko na murze i patrzył w dół ku puszkarom. Tak jakby kurczętom bez kwoki najstarszy połowik-jastrząb nad głowami się zjawił i dokładnie sobie rozglądał, które ma porwać.
Cofnęli się w kąt, gdzie tylny mur przylegał do schodów, wiodących ku mandatorii. Spoglądali to ku bielejącemu się w blasku pochodni Dmytrowi, to wstecz ku piąterku, gdzie mandator co chwila zjawiał się w oknie, to wychylając się, to znów się chowając.
Mignąwszy w oknie zakomenderował mandator, a właściwie wrzeszczał cienkim głosem: Strzelać, strzelać! ognia, ognia! —
Ataman puszkarów, Szwed, niepewnym głosem powtórzył ten rozkaz. Puszkarze strzelili salwą do Dmytra właśnie w tej chwili, gdy z muru na dół zeskakiwał. Nietknięty żadną kulą